Gdy w kwietniu 1991 r. odbyła się pierwsza sesja na warszawskim parkiecie, rysowały się przed nim wspaniałe perspektywy. Wiele wskazuje jednak na to, że dobre czasy na GPW odeszły.
Gdy w kwietniu 1991 r. odbyła się pierwsza sesja na warszawskim parkiecie, rysowały się przed nim wspaniałe perspektywy. Wiele wskazuje jednak na to, że dobre czasy na GPW odeszły.
/>
Przez pierwsze lata warszawska giełda rozwijała się dzięki entuzjazmowi ludzi: zarówno tych, którzy od podstaw budowali polskie instytucje rynku kapitałowego, jak i tych, którzy na GPW inwestowali pieniądze. Od samego początku za pośrednictwem stołecznego parkietu prowadzono prywatyzacje. To ona budowała stronę podażową. Stroną popytową były początkowo oszczędności Polaków, a później – od 1999 r. – także pieniądze inwestowane przez otwarte fundusze emerytalne.
Tak było aż do zeszłego roku. Wtedy to, dość pechowo dla giełdy, zbiegły się dwa wydarzenia: zakończenie wielkiej prywatyzacji za pośrednictwem rynku kapitałowego i koniec funkcjonowania OFE w ich dotychczasowym kształcie. To kluczowe czynniki, które wpłyną na przyszłość GPW.
– Wygląda na to, że najlepsze lata polska giełda ma już za sobą – mówi Cezary Nowosad, ekspert BCC ds. rynku kapitałowego. Nie jest to opinia odosobniona. – Kolejne lata mogą być dla GPW coraz trudniejsze – przyznaje Kamil Rusak, analityk Union Investment TFI. – Wiele przesłanek pozwala dziś postawić tezę, że w nadchodzących latach ranga warszawskiej giełdy będzie spadać – dodaje Maciej Kabat, główny analityk biura maklerskiego Invista. Jego zdaniem główny powód to nadchodząca marginalizacja OFE. – Funkcja funduszy emerytalnych była i jest na tyle duża, że rezultaty zniknięcia z GPW tak istotnej grupy inwestorów finansowych trudno w tym momencie przewidzieć. Na pewno będą to jednak konsekwencje bardzo negatywne zarówno dla płynności, jak i dla kondycji rynku pierwotnego – tłumaczy Kabat.
– Ograniczenie znaczenia OFE spowoduje, że spadnie płynność, co szczególnie negatywnie odbije się na sytuacji małych i średnich spółek notowanych na GPW – potwierdza Piotr Krawczyński, analityk TFI PZU. Zarówno zagraniczni, jak i instytucjonalni inwestorzy obecni na naszej giełdzie zainteresowani są przede wszystkim akcjami największych emitentów. – Wejście do akcjonariatu niewielkiej, a przez to zazwyczaj mało płynnej spółki, to dla dużego inwestora ogromne ryzyko – tłumaczy ekspert z TFI PZU. Naturalny akcjonariat małych firm to inwestorzy indywidualni, a ich udział w obrotach na warszawskiem parkiecie od lat systematycznie się zmniejsza. Jeszcze w 2009 r. na głównym rynku odpowiadali za 27 proc. obrotu, a na specjalizującym się w handlu akcjami najmniejszych firm NewConnect – aż 88 proc. W zeszłym roku ich udział spadł odpowiednio do 15 proc. i do 69 proc.
Kolejnym problemem jest to, że przedsiębiorstwa, które rozważają debiut czy emisję akcji, będą musiały brać pod uwagę większe ryzyko niepowodzenia takiej oferty i zmuszone będą niżej wyceniać oferowane akcje – dodaje analityk UI TFI. W efekcie zmniejszy się atrakcyjność giełdy dla spółek, które szukają kapitału. Konsekwencją będzie ograniczenie podaży nowych ofert. – Wielu potencjalnych emitentów może więc zrezygnować z debiutu, ponieważ inne możliwości pozyskania kapitału, choćby kredyt czy leasing, okażą się tańsze i przez to atrakcyjniejsze – dodaje Krawczyński.
Alternatywą dla polskich firm mogą też być zagraniczne rynki kapitałowe. – Dziś, kiedy granice są otwarte i kapitał może swobodnie przepływać z kraju do kraju, spółki zaczynają poszukiwać możliwości pozyskania funduszy w Europie, choćby w Londynie – zauważa Nowosad.
Jeszcze dwa lata temu GPW pod względem liczby debiutów biła na głowę wszystkie pozostałe europejskie giełdy łącznie z takim tuzem, jak rynek w Londynie. Brytyjczycy odzyskali pozycję lidera pod koniec 2012 r., a teraz Warszawę gonią także inne giełdy na Starym Kontynencie, przede wszystkim NASDAQ OMX. Pod względem wartości debiutów jesteśmy w tyle. W minionym kwartale przeciętny debiut w Madrycie miał wartość 450 mln euro, na NYSE Euronext – ponad 350 mln euro, na NASDAQ OMX – ok. 270 mln euro, podobnie na irlandzkiej giełdzie, w Londynie – prawie 190 mln euro, a u nas – niespełna 1,5 mln euro.
– Pozytywną informacją dla warszawskiej giełdy jest natomiast dynamiczny rozwój niektórych segmentów rynku kapitałowego, choćby takich jak rynek korporacyjnych papierów dłużnych wraz z rynkiem wtórnym Catalyst – ocenia Maciej Kabat. – W nadchodzących latach powinien on przeżywać rozkwit, wpływając na poprawę kondycji GPW – dodaje. – Nikogo nie powinno dziwić, że warszawska giełda próbuje zdywersyfikować swoją działalność. Właśnie te starania zadecydują o przyszłości GPW – uważa analityk UI TFI.
Jarosław Kowalczuk, prezes DM mBanku, zwraca uwagę, że w czasach gdy przed większością rynków regulowanych, nie tylko przed GPW, stają wyzwania w postaci konkurencji alternatywnych platform obrotu (tzw. OTC), nasz parkiet radzi sobie całkiem nieźle. W minionym roku GPW kupiła 30 proc. udziałów w Aquis Exchange, czyli właśnie tego typu wielostronnej platformie obrotu z siedzibą w Wielkiej Brytanii.
Zdaniem eksperta BCC wysiłki GPW, by wyjść poza granice Polski, na niewiele się zdadzą. – Z niegdysiejszych planów zagranicznej ekspansji nic nie wyszło, a dziś, choć wciąż mówi się o przejęciu grupy giełd podległych Wiedniowi, sens takiej operacji wydaje się już wątpliwy – uzasadnia Nowosad. – Nie widzę zresztą zbyt wielu możliwości uniknięcia negatywnego scenariusza – dodaje. W jego opinii GPW skazana jest na rolę nawet sporej, ale wciąż tylko lokalnej giełdy europejskiej.
GPW pogrążyły marginalizacja OFE i zakończenie prywatyzacji
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama