Dwa ministerstwa pracują nad przepisami, które będą dotyczyć energetyki wiatrowej na lądzie. Tyle że jedne są sprzeczne z drugimi.
/>
Departament energii odnawialnej w resorcie energii od kilku miesięcy obiecuje poprawki do ubiegłorocznej ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE) i ustawy odległościowej, które praktycznie wstrzymały inwestycje w wiatraki. Nowe przepisy miały na celu – jak tłumaczyli ich twórcy – „zatrzymanie zabudowy każdego wolnego miejsca w Polsce przez farmy wiatrowe”. Branża jednak stanowczo zaprotestowała i zaczęto przymiarki do złagodzenia przepisów. Równolegle jednak w resorcie infrastruktury powstał projekt kodeksu urbanistyczno-budowalnego (KUB), którego zapisy są częściowo sprzeczne z propozycjami resortu energii.
I tak na przykład resort energii zapowiadał przywrócenie przepisów dotyczących opodatkowania farm wiatrowych podatkiem od nieruchomości. Inwestorzy płaciliby go więc od podstawy masztu, a nie całego wiatraka, w którym najdroższa jest turbina. Tymczasem w KUB definicja budowli wskazuje na to, że opodatkowany będzie cały wiatrak. A kodeks będzie uchwalony lada moment – szybciej niż tak długo szykowane poprawki do ustawy o OZE. I według prawników to właśnie on będzie dokumentem nadrzędnym.
Z naszych informacji wynika, że niedawno doszło do spotkania przedstawicieli resortów energii, infrastruktury i finansów. Ostatnie z ministerstw przekonuje, że branża wiatrowa nie poniesie większych kosztów, bo zamiast 2-proc. podatku od podstawy zapłaci 1–1,5 proc. (dokładne liczby znajdą się w rozporządzeniu) od całego wiatraka. Przedstawiciele branży wiatrowej argumentują jednak, że kwestia definiowania elektrowni wiatrowych w całości jako budowli uderzy ich po kieszeni, a efektem takich działań będzie utrata 4 tys. miejsc pracy w branży wiatrowej w Polsce.
Warto jednak zauważyć, że to właśnie w projekcie KUB znajdziemy złagodzenie zapisów ustawy odległościowej. Ta pozwala na postawienie wiatraka w nie mniejszej odległości od zabudowań mieszkalnych niż dziesięciokrotność jego wysokości. Tymczasem w art. 108 projektu KUB mamy zapis o pięciokrotności wysokości, którą może dopuścić „organ sanitarny”, jeśli inwestycja „nie spowoduje pogorszenia warunków sanitarnych”. Tyle że przepis ten, jak ustaliliśmy, może jeszcze zostać zmieniony.
Z kolei w nowelizacji przygotowywanej przez resort energii miałby zniknąć zapis o trzech latach ważności pozwoleń na budowę dla projektów, które uzyskały je przed wejściem w życie nowych przepisów. – Te projekty, które obejmował trzyletni okres, to ok. 3 GW mocy, a więc ok. tysiąca wiatraków – mówi nasz rozmówca znający sprawę. Nowelizacja ustawy o OZE pozwoliłaby też na modernizację istniejących instalacji, które bez niej miałyby zakończyć swój żywot. Dlatego nowelizacja niepokoi ich sąsiadów. Na przykład mieszkańcy Darłowa, sąsiedzi kilku elektrowni wiatrowych, napisali do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego pismo z protestem przeciwko szykowanym zmianom przepisów. Tłumaczą w nim, że modernizacja farm pozwalająca na zmiany ich parametrów wcale nie będzie korzystna dla miejscowej ludności, a jedynie dla inwestorów. To jednak zmiana o tyle ważna, że część firm wiatrowych postanowiła powalczyć o swoje interesy, naruszone przez poprzednie zmiany prawa, w sądach – zarówno krajowych, jak i międzynarodowych.
Ustawa odległościowa nie dotyka wyłącznie inwestorów z dziedziny energetyki wiatrowej, ale także mieszkańców – sąsiadów farm. Wprowadziła ona, poza kryterium odległości turbiny od zabudowy mieszkaniowej, ograniczenia dla nowych siedzib ludzkich, które nie powinny być zlokalizowane bliżej istniejącego wiatraka niż w odległości odpowiadającej dziesięciokrotności jego wysokości.
Zdaniem ekspertów oznacza to również konsekwencje dla mieszkańców posiadających działki budowlane zbyt blisko istniejących elektrowni. Właściciel nieruchomości położonej dwa kilometry od 200-metrowej elektrowni wiatrowej nie będzie bowiem mógł decydować o zabudowie swej własności, a jej wartość drastycznie spadnie. Bo te zapisy dotyczące właścicieli działek akurat nie zostaną zmienione.