Na naszym rynku działa obecnie ok. 200 firm produkujących komponenty do morskich farm wiatrowych. Dotychczas pracowały głównie na eksport. Teraz za sprawą inwestycji firm energetycznych znajdą rynek zbytu także w Polsce. Według rządowego projektu Polityki energetycznej offshore do 2040 r. ma osiągnąć ok. 10 GW mocy. To oznacza kontrakty rzędu nawet 120 mld zł.
– Bałtyk jest świetnym miejscem do budowy morskich farm wiatrowych. Według niektórych analiz w polskich obszarach morskich jesteśmy w stanie postawić od ok. 15 GW do nawet 28 GW. Biorąc pod uwagę, że obecnie nasz system energetyczny to ok. 45 GW mocy, potencjał wydaje się imponujący – mówi Mariusz Witoński, prezes Polskiego Towarzystwa Morskiej Energetyki Wiatrowej (PTMEW).

Na drugim planie

Największym wyzwaniem będzie spolonizowanie produkcji turbin – najbardziej zaawansowanego technologicznie elementu elektrowni wiatrowej. Brak producenta działającego w kraju oznacza, że obecnie Polska byłaby skazana na import tych elementów, stanowiących ok. 40 proc. wartości całej inwestycji. Jak twierdzą specjaliści, wielkość polskiego rynku i możliwość zdobycia nowych kontraktów wraz z rządowymi zachętami mogą przełożyć się na to, że najwięksi producenci zdecydują się na budowę w Polsce montowni bądź fabryki komponentów do turbin korzystających z polskiego łańcucha dostaw. Na razie, branża w Polsce musi uznać to za najbardziej realne rozwiązanie. – Polskie firmy już od ponad 10 lat z dużym powodzeniem operują na europejskim rynku morskiej energetyki wiatrowej, jednak zazwyczaj jako podwykonawcy. W przyszłości krajowi producenci wzmocnieni kontraktami na tutejszym rynku będą mogli wyjść za granicę pod własnymi markami. Oceniamy, że polski przemysł jest w stanie już obecnie zagospodarować ok. 50 proc. wartości kontraktów dla krajowej morskiej energetyki wiatrowej i liczymy, że w najbliższych latach udział ten może jeszcze wzrosnąć – twierdzi Mariusz Witoński.

Jest zaplecze

Rodzime firmy mają szanse na otrzymanie dużych kontraktów. Telefonika jest jednym z potentatów w produkcji kabli wykorzystywanych w instalacjach, umocniło ją przejęcie brytyjskiego JDR, specjalizującego się w materiałach wykorzystywanych przy infrastrukturze energii odnawialnej.
W Polsce są także rozwinięte możliwości produkcyjne konstrukcji wsporczych, które w odróżnieniu od lądowych elektrowni wiatrowych, stanowią bardzo istotny element całej inwestycji. Zajmuje się tym m.in. szczecińska firma ST3 Offshore. Elementy konstrukcji wykonuje również Energomontaż-Północ Gdynia. W Goleniowie funkcjonuje natomiast należąca do koncernu GE fabryka łopat wiatrowych LM Wind Power Blades. – Na razie ich produkty są przeznaczone na ląd, ale jest to świetne zaplecze do otwarcia nowych linii produkcyjnych z przeznaczeniem dla morskich elektrowni wiatrowych – stwierdza prezes PTMEW. Wieże do turbin wiatrowych produkuje natomiast gdańska firma GSG Towers. – Zakładamy, że bardzo istotne byłoby pełne spolonizowanie łańcucha dostaw w zakresie budowy i instalacji morskich stacji energetycznych – ocenia Witoński. W tym zakresie znaczącą rolę może odegrać należąca do ABB łódzka fabryka transformatorów.

Szansa dla stoczni

Ważnym elementem przemysłu offshore są też stocznie, dla których stanowi to szansę na wyjście z kryzysu. Bez nich nie będzie możliwa realizacja inwestycji na Bałtyku. – To domena firm prywatnych, ale doświadczenie posiadają również spółki z udziałem Skarbu Państwa – mówi Piotr Słupski, ekspert rynku stoczniowego. Z sukcesami za granicą działa gdyńska Crist, produkująca statki do stawiania i serwisowania farm. W mniejszym zakresie w branży odnajduje się też Gdańska Stocznia Remontowa, obsługująca mniejsze jednostki przydatne np. do montażu okablowania.
– Wraz z inwestycjami w marynarkę wojenną, offshore w istocie może stać się kluczowym elementem rozwoju przemysłu stoczniowego. Takie działania widać już w Europie, w offshore inwestuje francuska zbrojeniowa Naval Group i w ten sposób zbudowała sobie już bogaty portfel zleceń. Na zamówieniach z energetyki wiatrowej z sukcesem restrukturyzowano też stocznie w Hiszpanii – zauważa Słupski.

Kwestie do rozwiązania

Potencjalnym problemem w rywalizacji z zagranicznymi podmiotami mogą być stosunkowo niewielkie możliwości finansowe polskich firm. Takie projekty wymagają bowiem nie tylko stosownych certyfikatów, lecz także szeregu gwarancji obejmujących np. zwrot zaliczek w przypadku braku finalizacji. Ewentualne niepowodzenie pojedynczego projektu nie może zakłócać bieżącej pracy firmy. – Na niekorzyść naszych firm działa ich rozdrobnienie, konieczna jest konsolidacja – ocenia Słupski. Jak dodaje, dużo pomógłby w tym program rządowy, wspierający finansowanie fazy wykonawczej projektów. – Mam nadzieję, że pomimo problemów ARP z sukcesem skonsoliduje kluczowe podmioty: ST3 Offshore, Energomontaż-Północ Gdynia oraz GSG Towers. Po restrukturyzacji byłyby kołami zamachowymi polskiego sektora morskiej energetyki wiatrowej – mówi Mariusz Witoński.
Na razie nie wiadomo jednak, czy ten cel uda się zrealizować. Szczecińska ST3 Offshore wciąż boryka się z problemami finansowymi – pracownicy dopiero niedawno otrzymali pensję za listopad, a sprawa planowanego zaangażowania ARP nie została wciąż rozstrzygnięta.
Oprócz samej produkcji komponentów, równie ważne jest to, kto będzie je instalował. W tym celu należałoby wyznaczyć krajowego armatora, odpowiedzialnego za całą infrastrukturę. Stanowiłby gwarancję ciągłości kontraktowej dla polskich stoczni. Inspiracją mogą być doświadczenia Brytyjczyków. którzy – jak wskazują eksperci – przy poszanowaniu regulacji dotyczących wolnego europejskiego rynku byli w stanie wspierać przede wszystkim przemysł działający w swoim kraju.
Inwestycje w przemysł mają dość długa stopę zwrotu, konieczne jest więc stworzenie przez państwo mapy drogowej umożliwiającej długofalowe planowanie produkcji i zatrudnienia. – Przejrzystość, stabilność i przewidywalność prawa pozwolą łatwiej wspierać wzrost polskich firm i budować ich konkurencyjność względem zagranicznych podmiotów. Dlatego czekamy na odpowiednie zmiany legislacyjne – dodaje prezes PTMEW.