Na razie Fundusz czeka na sformowanie nowego rządu, do czego może dojść już jutro. Wtedy nowy gabinet będzie mógł się zwrócić z oficjalną prośbą do MFW i dopiero w odpowiedzi na nią, będzie mogła do Kijowa wyruszyć misja ekspertów.
Ukraina jest w tragicznej sytuacji finansowej. Według polityków niedawnej opozycji, którzy po odsunięciu od władzy prezydenta Wiktora Janukowycza, przejęli władzę, potrzebne jest im 35 mld dolarów na funkcjonowanie państwa. Większość z tych pieniędzy to kwoty pożyczek, jakie Kijów musi spłacić w tym i przyszłym roku. Choć zadłużenie Ukrainy względem jej PKB jest, według danych z zeszłego roku, na poziomie znacznie niższym niż Polski, wynosi ok.40 procent PKB, to kraj ten nie ma szans uzyskać kredytów na wolnym rynku. Agencje ratingowe uznały obligacje Ukrainy za papiery śmieciowe, próby obrony kursu hrywny drenują i tak niskie rezerwy walutowe, a duża część z zadłużenia to kredyty w obcych walutach.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy już wcześnie wspomagał Ukrainę. Jeszcze w czasie rządów prezydenta Janukowycza oferował wraz Unią Europejską 15 mld dolarów kredytów, ale obwarowanych wymogami przeprowadzenia reform. Wśród nich - ograniczeniem dotowania cen nośników energii.
Wtedy w roli pożyczkodawcy MFW został zastąpiony przez Rosję, która takich warunków nie stawiała. W zamian Ukraina zrezygnowała z umowy stowarzyszeniowej z UE. Teraz, po zmianach na szczytach władzy w Kijowie, Moskwa nie zamierza - przynajmniej na razie - szanować wcześniejszego porozumienia o 15 mld dolarów pożyczki. Jeszcze za rządów Janukowycza, kupiła ukraińskie obligacje za 3 mld dolarów.