Taka jest zdaniem specjalistów przyszłość elektronicznych płatności, a na upowszechnienie tej usługi trzeba poczekać co najmniej do 2009 roku. Wkrótce w ten sposób będzie można zapłacić za puszkę napoju z automatu, bilety do kina czy hamburgera. Wystarczy przyłożyć do nadajnika NFC telefon komórkowy wyposażony w tę samą technologię. Jednak dziś e-płatności to przede wszystkim opłaty za rachunki przez internet,
przelewy bankowe, przesyłanie pieniędzy czy płatności za zakupy w e-sklepach i na aukcjach internetowych.
O tych klientów walczy coraz więcej firm specjalizujących się w e-płatnościach. Liczą one, że polscy
klienci będą coraz częściej korzystać z szybkich form elektronicznych, zamiast stać w kolejkach na poczcie czy u dostawcy usług.
Jak wynika z raportu Obserwator Cetelem 2008, większość (63 proc.)
klientów kupujących w internecie wciąż woli płacić gotówką.
15 proc. transakcji w internecie
- Prawie połowa internautów nie kupuje przez internet z obawy o bezpieczeństwo
transakcji. To nastawienie będzie się zmieniać, ale sporo zależy od podmiotów oferujących e-płatności - mówi Michał Macierzyński, analityk portalu
Bankier.pl.
Internetowy handel ma przed sobą ogromne perspektywy. Eksperci z Cetelem szacują, że już za dwa lata zakupy przez internet stanowić będą 15 proc. wszystkich transakcji kupna-sprzedaży na rynku, a w roku 2015 osiągną już 25 proc. handlu. Według eCard i portalu
Money.pl w 2007 roku w Polsce zakupy w sklepach internetowych zrobiło 42 proc. osób z dostępem do sieci, a 21 proc. kupowało na aukcjach. Wartość całego polskiego e-handlu sięgnęła 8 mld zł, a do końca 2008 r. - jak szacują przedstawiciele branży - internauci wydadzą w sieci co najmniej 50 proc. więcej, czyli co najmniej 12 mld zł.
Firmy oferujące e-płatności już dziś dużo inwestują, aby zdobyć jak najlepszą pozycję w walce o coraz większy rynek. W tym roku pojawił się system PayByNet, stworzony przez Krajową Izbę Rozliczeniową, który na razie jako jedyny na rynku gwarantuje e-sklepom wpływ pieniędzy na konto, zanim stanie się to fizycznie. W ubiegłym tygodniu walkę o polski rynek zapowiedział system PayUp, umożliwiący płacenie za zakupy, ale także opłacanie rachunków, np. w sklepach. Właściciel systemu i notowanej na giełdzie grupy Eurocash, spółka joint venture PayUp Holding, zapowiedziała, że tylko w tym roku wyda 20 mln zł na zwiększenie z 3 tys. do 6,5 tys. liczby terminali - także w mniejszych miastach - w których można dokonywać płatności.
Możliwość opłacania rachunków i doładowywania telefonów oferuje poprzez Moje Rachunki i Moje Doładowania firma BillBird. System Mpay oferuje z kolei m.in. możliwość zapłacenia SMS-em za taksówkę. Wiele sklepów internetowych korzysta też z takich systemów jak
Przelewy24.pl,
Płatności.pl, czy firm takich jak eCard, oferujących możliwość dokonywania przelewów przez banki.
Konkurencja dla banków
O polski rynek mocno walczą też działające globalnie dwa systemy płatnicze: PayPal i Moneybookers. Za ich pośrednictwem można nie tylko płacić za zakupy, ale także przesyłać pieniądze. Z obu systemów korzysta już przeszło 0,5 mln polskich internautów. Systemy kuszą opłatami niższymi niż w bankach, które za przelew zagraniczny np. 300 funtów pobierają 100 zł i więcej. Tymczasem w Moneybookers to 1 proc. wartości transakcji, ale nie więcej niż 0,5 euro plus 1,80 euro za wypłatę pieniędzy. Z kolei w PayPal przy przesłaniu z Wielkiej Brytanii 500 funtów wysyłający nie płaci nic, podobnie jak osoba odbierająca, jeśli ma konto osobiste w banku. Firmy, które odbierają pieniądze, płacą 1,9-3,4 proc. (wyższa kwota to proporcjonalnie mniejsza prowizja).
Według przedstawicieli branży miesięcznie do firm oferujących płatności elektroniczne trafia z prowizji około 50 mln zł. W 2007 roku wartość transakcji rozliczanych przez eCard wyniosła 407 mln zł. Spółka szacuje, że w tym roku wzrośnie do 600 mln zł, a w roku 2009 sięgnie już 1 mld zł.
Z kolei tylko w PayPal i Moneybookers - jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie - miesięczna wartość dokonywanych transakcji wynosi około 10 mln euro.
- Konsumenci poszukują nowych sposobów na wygodne płatności umożliwiające szybkie i bezpieczne uregulowanie rachunków, doładowanie komórek oraz inne tego typu usługi - uważa Luis Janei-ro, dyrektor zarządzający PayUp Polska.
Dodaje, że od października 2007 r. do dziś wartość transakcji wzrosła w przybliżeniu o 10 proc., a ich transakcji o około 13 proc.
- Podobnych tendencji wzrostowych należy spodziewać się w kolejnych miesiącach - zapowiada Luis Janei-ro.
Z kolei Moneybookers ma już blisko 350 tys. zarejestrowanych klientów.
- Tylko w ostatnim kwartale 2007 roku przybyło nam 50 tys. nowych użytkowników, a obroty zwiększyliśmy w tym czasie o 100 proc. - dodaje Marek Krawczyk, szef Moneybookers w Polsce.
Michał Macierzyński z portalu
Bankier.pl studzi jednak te zapały, podkreślając, że w Polsce największe szanse na zdobycie dominującej pozycji na rynku mają przelewy bezpośrednie.
- Są one szybkie i tańsze niż płatności za pośrednictwem systemów płatniczych. Poza tym rozwój płatności bezpośrednich leży w interesie banków, które będą chciały w ten sposób przekonać ludzi także do innych usług przez internet - dodaje.
Według niego inne systemy alternatywne - takie jak PayPal czy Moneybookers - mają szanse na rynku, ale nie zdobędą na nim dominującej pozycji.
PŁATNOŚCI INTERNETOWE W BANKACH
Przelewy internetowe w bankach kosztują od 0 do 1 zł, w zależności od rodzaju konta. Małą rewolucję na tym rynku spowodował ING Bank Śląski, który wprowadził bezpłatne konto internetowe z bezpłatnymi przelewami. Niedawno z opłat za przelewy zrezygnował mBank, wcześniej przelew kosztował 50 gr.
Tanieją także przelewy zagraniczne w euro, zwłaszcza te, które są wykonywane drogą elektroniczną. Obecnie standardowa opłata to ok. 8 zł za przelew. Już pod koniec ubiegłego roku drastyczną obniżkę opłat za przelewy wprowadził ING Bank Śląski, który za przelew zagraniczny wykonany przez internet pobiera opłatę w wysokości 5 zł.
Oprócz kart kredytowych, niektóre banki umożliwiają płacenie w internecie kartą debetową. Taką opcję dają: Inteligo, BZ WBK, Toyota, Citibank oraz Lukas Bank w przypadku kart wydawanych studentom. W marcu także mBank umożliwi płatność kartami debetowymi w internecie. Z kolei BZ WBK jako pierwszy bank w Polsce wprowadził technologię 3 Secure - klient płacący w internecie jest dodatkowo identyfikowany na podstawie SMSKodu (lub kodu z tokena) wykorzystywanego w serwisie bankowości elektronicznej. Bez tej weryfikacji transakcja nie może dojść do skutku.
Czy mogę zareklamować transakcję dokonaną za pomocą telefonu komórkowego?
Jeśli uważamy, że z naszego konta pobrano nieprawidłową kwotę, na złożenie reklamacji mamy 45 dni od daty jej wykonania. Jeśli nie zrobimy tego w tym terminie, oznacza to, że uważamy transakcję za poprawną i tracimy prawo do reklamacji. Operator płatności mobilnych przyjmuje tylko reklamacje dotyczące przebiegu transakcji. Jeśli nie podoba nam się kurtka, jaką kupiliśmy w ten sposób - bo jest za mała lub uszkodzona - reklamacji musimy dokonać w sklepie, w którym ją kupiliśmy.
Czy płacąc za pomocą telefonu komórkowego mogę przerwać transakcję, a jeśli tak, to w którym momencie?
Dokonanie takiej płatności składa się z kilku etapów. Najpierw wpisujemy specjalny kod (w przypadku MPay, który jako jedyny oferuje na razie tę usługę na polskim rynku, jest to *145), żeby połączyć się z serwerem, potem wpisujemy sześciocyfrowy numer, który podaje np. sprzedawca, oraz kwotę do zapłaty. W trakcie transakcji jesteśmy cały czas na bieżąco informowani o jej przebiegu. Możemy ją anulować właśnie do momentu, w którym podamy kwotę i zanim zaakceptujemy ją, podając kod PIN. Operacja jest bezpieczna, bo połączenie jest szyfrowane.