Właściciele salonów najpopularniejszych wśród cudzoziemców marek, takich jak Volkswagen, Dacia czy Hyundai, wysyłają za granicę nawet co drugi sprzedany samochód. Interes nakręca kurs złotego wobec euro.

– Informacje o tym, że dilerzy potrafią sprzedać za granicę nawet połowę aut, nie są wcale przesadzone – przyznaje Marek Konieczny, szef Związku Dealerów Samochodów. Twierdzi, że auta kupują nie tylko Niemcy, ale też np. Szwajcarzy. Międzynarodowy handel nowymi samochodami kwitnie szczególnie na zachodzie Polski.

Według firmy doradczej Carmarket.com.pl np. w województwie lubuskim najpopularniejsza jest dacia. W tym roku dilerzy sprzedali tam 223 tych samochodów. To nie przypadek, ponieważ marka ta jest ostatnio hitem sprzedażowym w Niemczech. Jednak to nie dacia króluje w reeksporcie.

Wojciech Drzewiecki, szef Instytutu Samar, przed ostatecznym podliczeniem zeszłorocznych wyników sprzedaży nie chce podawać rankingu marek najczęściej kupowanych u nas przez cudzoziemców. Jest jednak niemal pewny, że w przeciwieństwie do rankingu popularności na krajowym rynku w tym zestawieniu nie będzie przewodzić skoda. Jego zdaniem dużym zainteresowaniem zagranicznych klientów zaopatrujących się w polskich salonach cieszą się volkswageny, a ostatnio także samochody koreańskie, takie jak hyundai. Drzewiecki nie mówi natomiast o nissanie, choć właśnie model nissan qashqai był w 2011 r. reeksportowym szlagierem. Z kraju wyjechały wówczas aż 764 sztuki tego crossovera. Dużym wzięciem cieszyły się też wtedy ford fiesta oraz kompaktowy SUV hyundai ix35.

Szef Samaru podkreśla, że liczby opisujące zjawisko reeksportu mogą być znacznie wyższe. Nie odbywa się to bowiem oficjalnie, a z danych Centralnej Ewidencji Pojazdów można wyłuskać tylko te auta, które po zakupie czasowo zostały zarejestrowane w kraju. Tymczasem za granicę mogą trafiać również pojazdy, które w Polsce w ogóle nie zostały zarejestrowane. W takim przypadku procent wysyłanych na Zachód aut mógłby być nawet dwa razy większy.

Jak długo jeszcze cudzoziemcy będą kupować u nas auta? – W decydującej mierze reeksport wiąże się z kursem złotego wobec euro – twierdzi Marek Konieczny.

Nawet przy kursie euro na poziomie 4,14 zł niemieccy kierowcy płacą w polskim salonie za volkswagena golfa od 10 do 15 tys. zł mniej niż u siebie. Na innych markach, np. daci, czy hyundaiu, różnice są nieco mniejsze – rzędu 5–6 tys. zł. Jednak decydują też inne aspekty. W przypadku dacii choćby szybka realizacja zamówienia. W Niemczech na dostawę auta trzeba czekać miesiącami, u nas samochód otrzymuje się w ciągu kilku tygodni.

– Jeżeli kurs euro będzie oscylował w okolicach 4,1–4,2 zł za euro, to reeksport utrzyma się na obecnym poziomie w ciągu całego roku – uważa Konieczny.

Prawdopodobny jest więc wynik zbliżony do zeszłorocznego poziomu. Jednak możliwy jest też inny scenariusz.

Gdy kurs złotego względem euro zmieni kierunek, reeksport szybko osłabnie. Konieczny przypomina, że w 2007. i w 2008 r. to my kupowaliśmy nowe auta za granicą, a nie w kraju. Wtedy zachęcał do tego kurs euro poniżej 3,5 zł.

Samochody w Polsce są znacznie tańsze niż w Niemczech

Handel pod lupą producentów

Dilerzy handlujący samochodami z zagranicznymi kontrahentami nie robią tego oficjalnie. Formalnie auta są sprzedawane w kraju, rejestrowane, a za granicę wyjeżdżają już jako używane. Koncerny motoryzacyjne, które dostarczają im auta, tropią takie przypadki w poszukiwaniu naruszeń prawa. Proceder uderza bowiem w ich politykę ustalania cenników na poszczególnych rynkach w zależności od wielu czynników ekonomicznych i społecznych.

Rozporządzenie unijne regulujące działalność sektora motoryzacyjnego zabrania odsprzedaży nowych aut z kraju do kraju pośrednikom. W innym państwie Unii Europejskiej auta kupować mogą tylko klienci indywidualni.

Mało kto wierzy jednak, że całe partie samochodów, nierzadko wyjeżdżające od dilerów na samochodach ciężarowych, kupują prywatni klienci. Jednak pośredników trudno złapać na gorącym uczynku.