Podwyżka to efekt zmian w przepisach. Ustawa o zapasach obowiązkowych może wejść w życie przed wakacjami i będzie kosztowała firmy paliwowe dodatkowo 200 mln zł rocznie. Te odbiją sobie nowe koszty na klientach. Polska będzie jedynym krajem w UE, który zmusi firmy do tworzenia gigantycznych zapasów LPG.
Jak zmienią się opłaty za magazynowanie paliw / Dziennik Gazeta Prawna
Zmiany w ustawie o zapasach obowiązkowych tylko w tym roku spowodują podwyżkę cen LPG o 4 gr na litrze – czytamy w uzasadnieniu do projektu tego aktu prawnego przygotowanego przez Ministerstwo Gospodarki. A w przyszłym roku cena znowu podskoczy. – Niewykluczone, że o kolejne 5 gr. Ustawa daje bowiem pole do takiej podwyżki – usłyszeliśmy w Polskiej Organizacji Gazu Płynnego.
Nowe przepisy o zapasach obowiązkowych ropy i paliw w założeniu miały ułatwić życie firmom handlującym paliwami. Zakładają one, że rządowa Agencja Rezerw Materiałowych od połowy tego roku będzie stopniowo przejmowała obowiązek gromadzenia zapasów paliw. Jednak, jak wynika z projektu, nie za darmo. Firmy będą musiały za tę usługę płacić, i to słono. Jak wylicza Ministerstwo Gospodarki, tylko w tym roku wpływy z opłaty zapasowej wyniosą 560 mln zł. Do 2018 r. firmy wydadzą w sumie ok. 5 mld zł. Dla branży nowelizacja jest jednak wyjątkowo niekorzystna. Firmy LPG mają płacić Agencji Rezerw Materiałowych wyższe składki niż przedsiębiorcy handlujący benzyną czy ropą. – O ile w tym roku opłata zapasowa dla paliw ma wynieść 32,6 zł, o tyle w przypadku gazu – aż 70,8 zł – mówi Andrzej Olechowski, dyrektor POGP.
Aby spełnić ustawowy wymóg, będą one musiały co roku dodatkowo płacić do rządowej kasy 200 mln zł. Jak wylicza MG, do 2017 r. koszty sięgną 1 mld zł. I właśnie te koszty branża będzie musiała przerzucić na klienta.
Na dodatek nie wiadomo jeszcze, jakie będą składki w kolejnych latach. W projekcie bowiem podano jedynie stawki maksymalne: 60 zł dla ropy i paliw oraz 160 zł dla LPG. A to nie koniec kłopotów. Nowe przepisy zwiększają poziom obowiązkowych rezerw gazu aż trzykrotnie. Dotąd przedsiębiorcy gromadzili takie ilości gazu, które odpowiadały 30 dniom zapotrzebowania. Po wejściu w życie przepisów wymóg ten wzrośnie do 90 dni. – Mimo sprzeciwu przedsiębiorstw resort nie zrezygnował z tych rozwiązań – oburzają się przedstawiciele firm LPG.
Co ważne, nowelizacja nie wpłynie na ceny benzyn czy diesla. Firmy handlujące tymi paliwami już dzisiaj utrzymują bowiem zapasy odpowiadające 90-dniowym potrzebom, a ich składowanie jest znacznie mniej opłacalne niż korzystanie z usług ARM. Agencja, której do 2018 r. spółki będą płaciły ok. 3,7 mld zł, niewątpliwie ulży więc koncernom. Jak tłumaczy Paweł Olechnowicz, prezes Lotosu, spółki będą mogły wykorzystać dotychczas zamrożone w zapasach pieniądze na realizację innych inwestycji. A to duże sumy. Tylko w Orlenie na koniec 2012 r. wartość obowiązkowych zapasów ropy i paliw sięgała 6,3 mld zł.

Nowe przepisy miały w założeniu ulżyć firmom. A one stracą

Resort zakończył prace nad projektem nowelizacji ustawy o zapasach obowiązkowych. Jeszcze w maju ma trafić pod obrady Rady Ministrów, a potem skierowany zostanie do Sejmu. Przepisy powinny wejść w życie do końca czerwca. W lipcu Agencja Rezerw Materiałowych będzie mogła zacząć przejmowanie od firm zapasów (na początku w ilości odpowiadającej 4 dniom krajowych potrzeb paliwowych).
Dotrzymanie harmonogramu może nie być jednak takie proste. Polska Organizacja Gazu Płynnego zapowiada, że będzie przekonywać posłów do odrzucenia ustawy. – Projekt zakłada m.in. trzykrotne podniesienie poziomu obciążeń związanych z tworzeniem zapasów dla producentów i przedsiębiorców handlujących LPG – tłumaczy Andrzej Olechowski, dyrektor POGP.
Tak restrykcyjne przepisy to ewenement na skalę europejską. Wiele krajów zrezygnowało z obowiązku tworzenia zapasów LPG, np. Włochy, Niemcy, Francja i Wielka Brytania. Z kolei w Hiszpanii czy Portugalii poziom zapasów LPG odpowiada 20–30 dniom zapotrzebowania na to paliwo. W Polsce uznano za konieczne, oprócz istniejących 30-dniowych zapasów obowiązkowych, ustanowienie dodatkowych, 60-dniowych.
Ministerstwo Gospodarki tłumaczy to m.in. znaczącym udziałem autogazu w zużyciu paliw. Elżbieta Piskorz, zastępca dyrektora departamentu ropy i gazu w resorcie, podkreśla, że skoro ponad 80 proc. zużywanego w kraju gazu pochodzi z importu, głównie ze Wschodu, trzeba zabezpieczyć rynek. Konsekwencje dla rynku LPG, który próbuje się odbić po latach spadków sprzedaży, będą bolesne. Popyt na autogaz wciąż spada. Z danych POGP wynika, że w 2012 r. zapotrzebowanie na to paliwo skurczyło się o 0,6 proc., a od 2008 r. zmniejszało się o 3–4 proc. rocznie. Sylwester Śmigiel, prezes Gaspolu, prognozuje, że trend spadkowy utrzyma się w kolejnych latach. Do 2015 r. sprzedaż może się zmniejszyć o kolejne kilka procent.
Ale wciąż jesteśmy liderem w UE i 4. krajem na świecie pod względem wielkości zużycia tego paliwa (1,6 mln ton). Mamy też trzecią pod względem wielkości sieć stacji tankowania gazu (5,6 tys. obiektów). Więcej takich placówek jest tylko w Turcji i Niemczech.