Musimy im narzucić zachodnie standardy – uważają zagraniczni prezesi działający nad Wisłą. Tak kwitnie handlowy gwałt na Polsce. Oferta NC+, przez większość ekspertów określana największą PR-owską klęską 2013 r., miała być konsumenckim strzałem w dziesiątkę. Okazało się inaczej.
Polski lud jest głupi jak but z lewej stopy. A przeciętny widz telewizji zupełnie odmóżdżony, w ogóle nie myśli – mówił, jak zwykle próbując wzbudzić kontrowersje, Janusz Korwin-Mikke. Podobnie myślą zagraniczni menedżerowie, którzy wysyłani przez centrale do Polski, narzucają nam własne wizje i rozwiązania, wciąż traktując nas jak trzeci świat. Te gorsety są coraz ciaśniejsze i coraz bardziej nas uwierają.
– Wielu zachodnich prezesów uważa, że ciągle ganiamy za niedźwiedziami, traktują nas tak, jak byśmy żyli na rubieżach cywilizacji. Część, mając zakodowany właśnie taki wizerunek naszego kraju, chce nam pomóc. Nie zdają sobie sprawy, że bezpośrednie wdrażanie rozwiązań, które sprawdziły się w ich państwach, tutaj może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego – wyjaśnia Agnieszka Durlik-Khouri, ekspert Krajowej Izby Gospodarczej.
Ostatnia awantura związana z uruchomieniem
platformy cyfrowej NC+, powstałej z połączenia należącej do ITI n oraz francuskiej Cyfry+, pokazała, że zachodnie korporacje wiedzą lepiej, co jest dla nas dobre. Nawet jeśli tego nie chcemy. Cyfra+ zresztą już raz podobny kryzys przeżywała. Działo się to w czasie połączenia z Wizją TV. Wtedy również popełniono błąd arogancji.
Nowa oferta NC+, przez większość ekspertów określana największą PR-owską klęską 2013 r., miała być konsumenckim strzałem w dziesiątkę. Ogłaszana przez francuskich właścicieli jako idealnie skrojona pod potrzeby nadwiślańskich telewidzów, okazała się strzałem kulą w płot. Wielu
klientów poczuło się oszukanych, bo dotąd za określoną liczbę programów płacili mniej, teraz będą musieli płacić więcej. Jeśli chcą utrzymać rachunek na takim samym poziomie, będą mieli mniej kanałów.
Trudno się dziwić, że na Facebooku powstał profil Antyncplus, który po niecałym miesiącu od ogłoszenia zmian miał już 85 tys. fanów. Największym zainteresowaniem cieszą się umieszczone tu wzory wypowiedzenia
umowy z operatorem. Ich zestawienie z wypowiedzią byłej już wiceprezes NC+ Beaty Mońki: „Mamy wspólnie (n i Cyfra+ – red.) około 2,5 mln klientów i nie oddamy ani jednego” – wygląda bardzo ciekawie.
W efekcie publicznej awantury Mońka odeszła z zarządu. Nieoficjalnie mówi się, że próbowała forsować mniej radykalne metody i wprowadzić
zmiany w ofercie, które byłyby korzystniejsze dla klientów, ale weto postawił szef NC+ Francuz Julien Verley. Pressewis poinformował, że „Mońka miała przekonywać Francuzów, że ich arogancka strategia będzie miała fatalne skutki, ale Francuzi mieli w d... polski management”. Ostatecznie, choć oferta miała być wyśmienicie skrojona, Verley uległ presji internautów. „Intensywnie pracujemy nad rozwiązaniami” – zapowiedział. Na razie operator nie chce zdradzać szczegółów. Być może znajdzie się tu jakiś program o polowaniu na niedźwiedzie. Albo na barany.
Zdaniem Leszka Mellibrudy, doradcy zarządów korporacji i psychologa biznesu, szczególnie Francuzi są niedopasowani do polskich warunków. Często traktują klientów jako zło konieczne, a nie jako cel
biznesu. – Cechuje ich zespół przypadłości bardzo źle tolerowanych w naszym kraju. Są to np. apodyktyczność, bezwarunkowe narzucanie standardów, dominacja, zapatrzenie w siebie, a nawet służbowy autorytaryzm – wylicza właściciel Active Business Mind.
Mellibruda przekonuje, że choć teoretycznie Francuzi mają biznesową procedurę na niemal każdą okazję, to jednak w przypadku NC+ nie przewidzieli, że ich konkretne posunięcia wywołają kryzys. – Jedna z sieci handlowych, z którą pracowałem, przygotowała nawet filmy edukacyjne dla masaży, instruujące, w jaki sposób efektywnie trzymać nóż, aby osiągnąć poziom wykrojenia 15 plasterków wędliny na minutę. Nie można im zatem zarzucić braku zorganizowania. Ale już przekonanie o własnej, niepodważalnej wartości – tak. Pewnie biorące się z manii wielkości, która wywodzi się z dziejowych osiągnięć Francji. Efekt niestety bywa niekorzystny – tłumaczy Leszek Mellibruda.
My wiemy lepiej
Nie tylko Francuzi nie potrafią lub nie chcą odnaleźć się w polskich warunkach. Także Włosi działają czasami w sposób niedopuszczający jakiejkolwiek polemiki. Jednym z głośnych przykładów zderzenia południowego temperamentu oraz polskiego poczucia niezależności było to, co działo się w ostatnich latach w kontrolowanym przez UniCredit drugim największym banku nad Wisłą – Pekao SA. Najpierw, jak mówiło się po cichu, przez włosko-polski konflikt kompetencyjny z kierowania instytucją zrezygnował Jan Krzysztof Bielecki, potem – z identycznych powodów – powołana na stanowisko prezesa Alicja Kornasiewicz. Pracownicy giganta do dzisiaj wspominają, że polscy szefowie nie chcieli godzić się na wiele pomysłów włoskiej kadry zarządzającej (nadzorowanej przez obecnego szefa banku Luigiego Lovaglio). Mogły one bowiem przynieść efekty podobne do dzisiejszego potopu w NC+, bo związane były np. z podniesieniem opłat za prowadzenie rachunków bez zaoferowania niczego w zamian. Nikt dzisiaj nie chce oficjalnie tych pomysłów potwierdzić, ale spory stały się nauczką, szczególnie dla polskiej kadry, by przesadnie nie wybijać się na niepodległość. Wszyscy pamiętają, że konflikty brały się głównie z traktowania Polaków przez Włochów po macoszemu, jako ubogich, nie najlepiej wykształconych dalekich krewnych ze Wschodu. I mało kto ma ochotę na ponowne starcie.
Podobnego scenariusza nie udało się również uniknąć w Citibanku Handlowym, choć od początku starano się go bardzo starannie zamiatać pod dywan. Spór personalno-zadaniowy na tle narodowościowym trwa właściwie od wchłonięcia Banku Handlowego przez amerykański Citi, czyli od 2001 r. Szefem nowej instytucji jest wprawdzie Polak, ale aby nie czuł się przesadnie samodzielny, Amerykanie dokooptowali mu dwóch zaufanych zastępców z Nowego Świata. Wiceprezes Brendan Carney urodził się i wychowywał w USA w stanie Michigan, gdzie ukończył ekonomię. Wiceprezes Robert Daniel Massey jest absolwentem Randolph-Macon College, ukończył Georgia State University i New York University, uzyskując dyplom z dziedziny finansów korporacyjnych. Służył też jako porucznik w Marynarce Wojennej Stanów Zjednoczonych, więc amerykańskości trudno mu odmówić.
Tajemnicą poliszynela jest to, że gdyby akcjonariusze polskiego Citi mieli wybierać między różnymi opiniami w tej samej sprawie, autorstwa polskiej i amerykańskiej kadry, najczęściej zdecydują się na działania rekomendowane przez menedżerów z USA. Czy dlatego że wciąż traktują Polskę jak kraj, w którym mięso jest na kartki, a prąd przez dwie godziny dziennie? A może Polacy Amerykanom wciąż kojarzą się z azbestem, ewentualnie z kiełbasą, a nie z bankowością? Bez względu na przyczyny wciąż wielu dobrze wykształconych nowojorczyków lub mieszkańców innych metropolii proszonych o to, by wskazali na mapie stolicę kraju o nazwie Poland, punktują celnie... Amsterdam. W końcu Poland, Holland – co za różnica. Zresztą wielu wydaje się, że po spędzeniu wakacji w Meksyku mogą chwalić się, że właściwie zwiedzili cały świat. O prowadzeniu kont i inwestowaniu muszą zatem wiedzieć więcej niż Polacy, którzy przecież do Meksyku jeżdżą dość rzadko.
Pełna treść artykułu w dzisiejszym wydaniu „Dziennika Gazety Prawnej”.