Brytyjski premier powiedział w Brukseli, że jest zadowolony z osiągniętej tam unijnej umowy budżetowej. David Cameron, którego opór wobec zwiększenia wydatków doprowadził do kryzysu pod koniec roku, teraz zgodził się z przewodniczącym Unii Hermanem Van Rompuyem, który jako pierwszy oznajmił na Twitterze: "Warto było czekać".

W listopadzie zeszłego roku, podczas pierwszego podejścia do wieloletniego budżetu Unii, premier Cameron nie posunął się do weta - jak rok wcześniej przy okazji próby zawarcia nowego traktatu unijnego o kontroli fiskalnej. Ale jego opór wobec wzrostu wydatków Unii miał niemal moc wetującą.

I tym razem, zaraz po przyjeździe do Brukseli oznajmił: "Bez cięć nie będzie żadnej ugody".

Brytyjski premier miał jednak tym razem po swojej stronie kilka ważnych państw - w tym Niemcy i luźny sojusz krajów północnej Europy. Z ich pomocą udało się ustalić górny pułap wydatków na 908 miliardów euro - choć brytyjscy eurosceptycy na pewno nie zapomnieli premierowi, że jeszcze dwa lata temu Londyn mówił o górnym pułapie 886 miliardów.

Premier Cameron był jednak ogromnie zadowolony na konferencji prasowej w Brukseli: "To dobrze - powiedział - żeśmy się dogadali. Dobrze, bo państwa mogą teraz właściwie planować swoje wydatki, ograniczając przy tym koszty ponoszone przez europejskiego podatnika. A pokazuje to również, że współpracując z sojusznikami można zrobić prawdziwy postęp na drodze do reformy w Unii Europejskiej" - oświadczył brytyjski premier.