Europejscy przywódcy w czwartek przyjadą do Brukseli na dwudniowy szczyt, podczas którego spróbują porozumieć się w sprawie wydatków w budżecie Wspólnoty na lata 2014-2020.
Teraz podobno ma być łatwiej o kompromis, bo od listopada, czyli od fiaska szczytu budżetowego, trwały intensywne konsultacje między unijnymi stolicami, pozwalające na osiągnięcie porozumienia. Ale im bliżej szczytu, tym coraz więcej osób studzi ten optymizm, a zasłona dymna ma pozwolić na prowadzenie gry negocjacyjnej.
Niemiecka kanclerz Angela Merkel, której zależy na kompromisie, mówi, że zbyt wcześnie na ogłaszanie sukcesu, i dodaje, że pewna jest tylko jedna rzecz - że rozmowy będą trudne. Podobnie wypowiadali się prezydent Francji i premier Włoch. „Oczywiście, że nie będzie łatwo uzyskać jednomyślności wszystkich 27 krajów” - mówi Eamon Gillmore, wicepremier Irlandii, kierującej teraz pracami Unii. Do tego dochodzą jeszcze groźby europosłów i krytyka ograniczania wydatków.
„W Parlamencie Europejskim irytacja ciągłym obcinaniem jest bardzo duża” - komentuje europoseł Jacek Saryusz-Wolski. Europarlament ostrzega, że jeśli uzgodniony na szczycie budżet będzie znacznie ograniczony, wtedy go odrzuci. To na razie groźby, ale jeśli deputowani zdecydują się na tajne głosowanie, wtedy weto jest bardzo prawdopodobne.