Pod względem oszczędzania jesteśmy lepsi nie tylko od Niemców, Czechów i Słowaków, ale także przewyższamy średnią europejską. Z paneuropejskiego sondażu koordynowanego przez holenderski oddział TNS wynika, że jedynie 28 proc. Polaków nie zgromadziło żadnych oszczędności. Średnia europejska jest o 2 pkt proc. wyższa.
28 proc. to dokładnie taki sam rezultat jak w przypadku Belgów i Brytyjczyków, narodów zarabiających kilkakrotnie więcej niż my. Polacy należeli też do europejskiej awangardy, jeśli chodzi o przyrost oszczędności w ostatnich 12 miesiącach. 41 proc. z nas zadeklarowało, że wartość ich zaskórniaków jest wyższa niż rok wcześniej. Lepszy wynik osiągnęli tylko Brytyjczycy i Turcy. – Ten przyrost sugeruje, że Polacy obawiają się przyszłości i robią zapasy. Inne dane zresztą to potwierdzają. Słyszymy w mediach, że zbliżają się problemy gospodarcze, więc wolimy odłożyć trochę grosza na czarną godzinę – komentuje w rozmowie z DGP socjolog PAN Henryk Domański.
Jedna trzecia Polaków musiała jednak w minionym roku uszczuplić swoje oszczędności. To odsetek na poziomie średniej europejskiej, ale znacznie mniejszy niż w przypadku pogrążonych w kryzysie państw południa Europy. We Włoszech i w Hiszpanii połowa respondentów w trosce o byt musiała sięgnąć do swoich depozytów. Grecja nie została objęta badaniem, ale inne dane sugerują, że stosowny odsetek wśród Greków byłby jeszcze wyższy. – Wielu południowych Europejczyków prosperuje tylko dzięki oszczędnościom. Pytanie, na jak długo im ich wystarczy – komentuje Carsten Brzeski, główny ekonomista ING-DiBa.
Polska skłonność do oszczędzania upodabnia nas raczej do narodów Europy Zachodniej niż sąsiadów z dawnego bloku wschodniego. Jeśli tylko nas na to stać, wolimy odłożyć nawet drobne kwoty, ale czuć się dzięki temu bezpieczniej w obliczu spowolnienia gospodarczego.
W ośmiu przebadanych przez ankieterów TNS państwach Europy Zachodniej średnio 20 proc. nie ma żadnych oszczędności. Z kolei w trzech oprócz Polski państwach postkomunistycznych z dnia na dzień żyje 39 proc. ludzi. Nad Wisłą ta wartość wynosi 28 proc. – Relatywnie wysoki odsetek oszczędzających wynika z pewnego konserwatyzmu inwestycyjnego. Na Zachodzie więcej ludzi jest skłonnych korzystać z usług funduszy emerytalnych, my mamy mniejszą skłonność do ryzyka i mniejsze obycie z kapitalizmem – mówi nam socjolog PAN Henryk Domański.
Rzeczywiście, badacze z holenderskiego oddziału TNS, którzy koordynowali badania w 14 państwach Europy, nie wzięli pod uwagę funduszy emerytalnych czy polis na życie. – Przez oszczędności rozumiemy tylko te pieniądze, po które łatwo sięgnąć, czyli depozyty bankowe, środki zainwestowane w akcje czy cegiełki funduszy inwestycyjnych – tłumaczy DGP Robbert Keller z amsterdamskiego ośrodka TNS NIPO.
O rosnącej skłonności do oszczędzania, zwłaszcza w niektórych regionach Polski, świadczą też najnowsze dane GUS, o których pisaliśmy w numerze wtorkowym. Najoszczędniejsi są Ślązacy. Choć średnia pensja w okolicach Katowic należy do najwyższych w Polsce, na zakupy mieszkańcy Śląska wydają o 40 proc. mniej niż średnia krajowa. Także dzięki nim 66 proc. z nas nie musiało sięgać po zaoszczędzone już środki, by przetrwać 2012 r.
Polacy wyróżniają się jednak in minus pod względem wartości depozytów. Z lipcowego raportu BGŻ Optima wynika, że statystyczny Polak ma odłożone 2,8 tys. euro. To dwukrotnie mniej niż Czech, pięciokrotnie mniej niż Irlandczyk i aż dziewięciokrotnie mniej niż Belg. A to i tak wynik bardziej zaciemniający sytuację, skoro – jak twierdzą specjaliści BGŻ Optima – połowa depozytów i inwestycji należy do zaledwie 6 proc. najbogatszych Polaków.
Jak wynika z kolei z jesiennego badania TNS OBOP, przeprowadzonego na zlecenie Fundacji Kronenberga, 56 proc. Polaków w ogóle nie stać na oszczędzanie. Nawet jeśli nie sięgają na co dzień do zaskórniaków, powiększają swoje depozyty raczej w sytuacji nadzwyczajnego przypływu gotówki niż z miesiąca na miesiąc. Ten odsetek stale zresztą rośnie – w ostatnim roku wzrósł o 4 pkt proc. Spośród tych, którzy co 30 dni odkładają cokolwiek, dwie trzecie oszczędza kwoty mniejsze niż 500 zł. Tylko co setnego Polaka stać na odłożenie ponad 2,5 tys. zł miesięcznie.
Jak wynika z podobnych badań i sondaży, oszczędności przeciętnego Polaka zostały nagromadzone kilka lat temu, w czasie szybkiego wzrostu gospodarczego. W ostatnich latach rosną coraz wolniej. Teraz, gdy przyrost PKB wyraźnie spowalnia, wolimy mniej wydawać, niż sięgać po zaskórniaki, słusznie obawiając się recesji i związanej z nią groźby utraty pracy. Wiemy, że w razie spełnienia się czarnego scenariusza nie możemy liczyć na życie z odsetek. Oszczędności starczą nam najwyżej na kilka miesięcy, znacznie krócej niż w przypadku majętniejszych Belgów czy Francuzów.