W tym roku wydano już siedem z dziewięciu przyznanych dotąd koncesji na poszukiwanie i rozpoznanie rud cynku, ołowiu, a także wolframu, molibdenu i uranu. Na decyzję resortu środowiska czeka kolejne osiem wniosków koncesyjnych – dowiedział się DGP.
Poszukiwacze wzięli na cel Śląsk, stare zagłębie miedziowe, okolice Zawiercia, Olkusza i Myszkowa. Skarb zalega stosunkowo płytko: 300–800 m pod ziemią.
Eksperci nie chcą mówić jeszcze o boomie, ale podkreślają, że zainteresowanie tymi stosunkowo rzadkimi, ale cennymi metalami stale rośnie.
Przyciągający gaz
– Gaz łupkowy zadziałał jak magnes. Spowodował, że wiele
firm zaczęło interesować się innymi naszymi zasobami geologicznymi – tłumaczy Mirosław Rutkowski z Państwowego Instytutu Geologicznego. Jak podkreśla, dotąd sądzono, że koncentracja rud wolframu, molibdenu czy uranu nie była wystarczająca, by uznać ją za opłacalną. – Warunki jednak dynamicznie się zmieniają. Ceny metali wzrosły na tyle, że nasze zasoby stały się atrakcyjne, a dodatkowo pojawiła się technologia, która umożliwia ich opłacalną eksploatację – wyjaśnia.
To sytuacja analogiczna do tej, jaka towarzyszyła boomowi na gaz z łupków. Geolodzy mogli się dobrać do złóż surowca dopiero dzięki technice szczelinowania hydraulicznego.
W przypadku metali przełomem okazała się technologia ISL. Polega ona na wywierceniu kilku otworów, przez które pod ziemię zatłacza się m.in. roztwór kwasu siarkowego. – Pod powierzchnią buduje się w ten sposób pewien rodzaj reaktora chemicznego, który umożliwia wypłukanie na powierzchnię przez kolejne odwierty roztworu zawierającego uran, wolfram i molibden. Potem wystarczy przepuścić go przez specjalną żywicę – tłumaczy Piotr Syryczyński, ekspert firmy WS Atkins.
Także w przypadku cynku dzięki najnowszej technologii rodzime złoża dostały drugie życie. – Cynk w postaci kruszcu już się kończy, mamy jednak duże jego pokłady w postaci tlenkowej. Przeróbka dotychczas nie była brana pod uwagę z powodu szkodliwości dla
środowiska. Dzięki nowym technologiom możemy już po niego sięgnąć – przekonują geolodzy.
Niestety nowe technologie nie są tanie. Budowa kopalni ISL to wydatek nawet ponad 100 mln dol. Nie zniechęca to jednak inwestorów.
Kilkanaście kopalń
Rzadkimi metalami zainteresowało się na razie pięć
firm. Na cynk i ołów postawiły: kanadyjska spółka Rathdowney, prowadząca poszukiwania również w Irlandii i na Alasce, Mazovia Energy Resources, zaangażowana w poszukiwania gazu łupkowego, oraz Zakłady Górniczo-Hutnicze „Bolesław”. Uranu szuka australijska European Resources, a wolframu i molibdenu m.in. firma Amarante Resources, związana z amerykańską Electrum Group.
Zdaniem Piotra Syryczyńskiego, jeśli uda się, tak jak w przypadku gazu łupkowego, uporządkować regulacje prawne dotyczące wydobycia tych metali, można się spodziewać napływu kolejnych inwestorów. – Za 3–15 lat południowa Polska wejdzie w etap, gdy uruchamianych będzie tam nawet kilkanaście kopalń wypłukujących spod ziemi metale metodą ISL – twierdzi nasz rozmówca.
Szczególnie interesujący wydaje się obszar w okolicach Myszkowa. – To rejon, w którym jest duża koncentracja molibdenu i wolframu – potwierdzają w PIG. Część geologów uważa, że może być to nawet jedno z największych złóż na świecie. Jego zasoby szacuje się na ponad 550 mln ton. Surowiec jest niezwykle cenny. Ze stopów obu metali wytwarza się elementy reaktorów jądrowych, nowoczesnych samolotów i pocisków oraz rakiet kosmicznych.
W Polsce ponadto jest 20 udokumentowanych złóż cynku i ołowiu, których zasoby sięgają 79 mln ton. Z kolei zasoby uranu nie są dobrze zbadane. – Te, o których wiemy, nie są duże, choć perspektywy są obiecujące – usłyszeliśmy w jednej ze spółek prowadzących wiercenia w Polsce.
Rzadkimi metalami zainteresowało się na razie pięć przedsiębiorstw