Ten rok przyniesie stagnację na polskim rynku zabawek. Krajowi producenci próbują utrzymać dotychczasowe tempo rozwoju, szukając nowych rynków zbytu.
Rośnie eksport zabawek, bo krajowy rynek hamuje / DGP
Przed branżą zabawek najgorętszy okres w roku - okres zakupów świątecznych prezentów. Producenci już wiedzą jednak, że nie zbiją w tym czasie kokosów. Spowolnienie gospodarcze i ograniczanie wydatków przez konsumentów dotknęło również ten sektor: większość graczy oczekuje w tym roku stagnacji obrotów.
W poprzednich latach rynek detaliczny rósł w tempie wynoszącym ok. 10 proc. O tym, że popyt słabnie, świadczyć może m.in. wyhamowujący import zabawek, skąd pochodzi zdecydowana większość sprzedawanego w kraju towaru.

Wygrywa elektronika

– Polacy nie tylko kupują mniej, lecz także i szukają tańszej oferty. Wybierając prezent, starają się, aby jego cena nie przekroczyła 100 zł. W latach poprzednich było to blisko 150 zł – tłumaczy Krzysztof Dziełak z firmy EPEE wytwarzającej 5 mln sztuk zabawek w ciągu roku. – Nie spodziewamy się w związku z tym żadnych wzrostów w sprzedaży – przewiduje.
O stagnacji na rynku mówi też większość importerów zabawek. Za taką sytuację winią nie tylko kryzys, ale też hipermarkety, które konkurując między sobą, wymuszają coraz niższe ceny u producentów. To przekłada się na ich przychody i zyski.
Nie bez wpływu na rynek pozostaje również przerzucanie się klientów w coraz większym stopniu na gadżety elektroniczne, takie jak konsole do gier czy mp3.
Producenci nie ustają w poszukiwaniach nowych rynków zbytu. Efektem jest stały wzrost eksportu. Na przestrzeni ostatnich trzech lat zwiększył się on ze 165 mln euro do 280 mln euro. Patrząc na wyniki z pierwszej połowy roku, w której to producenci według GUS wyeksportowali zabawki za prawie 160 mln euro, można oczekiwać, że trend wzrostowy zostanie utrzymany.

Na Wschód i na Zachód

Polskie zabawki można już kupić na kilkudziesięciu zagranicznych rynkach. Są wśród nich nie tylko Rosja, Niemcy, Wielka Brytania, Grecja, Turcja czy Stany Zjednoczone, lecz także odległe kraje, jak Indie, Australia czy Barbados. Wśród hitów eksportowych są nie tylko klocki, plastikowe wywrotki, ale też piłki basenowe, gry planszowe i elektroniczne oraz puzzle.
– Kraje Europy Wschodniej są jeszcze nienasycone. Tu nowoczesny handel reprezentowany przez sieci handlowe dopiero się rozwija. To generuje stałe zapotrzebowanie na asortyment – wyjaśnia Monika Chmielińska, prezes zarządu Polskiego Stowarzyszenia Branży Zabawek i Artykułów Dziecięcych. Dodaje, że na Zachodzie nasze zabawki są kupowane ze względu na wysoką jakość i atrakcyjne ceny.
W kolejnych latach lista rynków eksportowych będzie się powiększać. Wader, który wysyła swoje produkty do 40 krajów, chce wejść w 2013 r. na rynek rosyjski oraz do Niemiec, Austrii, Szwajcarii oraz Beneluksu. – Interesują nas też Włochy i Francja – dodaje przedstawiciel firmy specjalizującej się w produkcji klocków i wywrotek.
Z kolei Trefl, producent puzzli, prowadzi rozmowy w sprawie rozpoczęcia sprzedaży w Indiach. – Interesuje nas cała Azja. Oprócz tego zamierzamy dalej się umacniać na rynkach, na których już jesteśmy obecni. Szczególnie że notujemy już dwucyfrowe przyrosty w eksporcie – wylicza Szczepan Kniter, wiceprezes Trefla.
Spółki przyznają, że taki kierunek rozwoju zapewnia im ciągły rozwój. Wader spodziewa się w tym roku 8-proc. wzrostu przychodów (w ubiegłym roku wynosiły 50 mln zł). Z kolei w Treflu sprzedaż rośnie w tempie ponad 10 proc. Rocznie, co pozwoli tej firmie zakończyć bieżący rok z przychodami na poziomie 120 mln zł.

Polskie zabawki są kupowane ze względu na jakość i atrakcyjne ceny