Nowa propozycja Van Rompuya oznacza, że Polska mogłaby w ramach funduszy spójności otrzymać w ciągu siedmiu lat nowej perspektywy finansowej około 72,4 mld euro.
"Różnice są niewielkie, ale akceptacji z naszej strony nie ma" - podkreślił szef polskiego rządu po rozmowie z przewodniczącym Rady Europejskiej. "Chcemy także trochę lepszych warunków, jeśli chodzi o program rozwoju obszarów wiejskich; w dopłatach bezpośrednich jest wyraźny postęp, chociaż też nie do końca satysfakcjonujący, ale tu i tak byłoby nieźle" - powiedział. Lepsze są też nowe zasady dotyczące wydawania unijnych funduszy ws. odliczania VAT-u i udziału środków własnych w projektach realizowanych z budżetu UE.
"Szczerze powiedziawszy miliard w tę, czy miliard w tę w porównaniu do sytuacji, w której byłby wielki znak zapytania, czy w ogóle jest budżet - myślę, że każdy by to przeżył. Nikt nie będzie do końca zadowolony, o tym już wiem" - oświadczył premier.
Polska mówi językiem umiarkowanym
Zaznaczył, że Polska "mówi językiem dość umiarkowanym" i "nasze postulaty nie są obliczone na blokowanie". "Jesteśmy w tej grupie państw, która jeśli coś zaproponuje, to nie po to, żeby zablokować kompromis, i myślę, że nasi partnerzy to docenią" - podkreślił.
Obniżone limity
Obniżenie przypadających na Polskę środków w polityce spójności to wynik obniżenia limitu dostępnych funduszy z 2,4 proc. PKB kraju rocznie (jak zaproponował Van Rompuy w swej propozycji z 13 listopada) do 2,35 proc. PKB. Cypryjska prezydencja proponowała limit na poziomie 2,36 proc. PKB. Najbardziej korzystna dla Polski była wyjściowa propozycja Komisji Europejskiej, która zaproponowała w ubiegłym roku limit w wysokości 2,5 proc. PKB, co Polsce dawało dostęp do 77 mld euro w ciągu siedmiu lat.
"W tej chwili jest 2,35 (PKB), Cypryjczycy proponowali 2,36, my stoimy na stanowisku 2,4. We wszystkich tych kategoriach to jest chyba ponad 70 mld (euro)" - powiedział premier. "Pamiętajmy, że są państwa-płatnicy netto, w tym z reguły przecież przychylne naszym projektom Niemcy, (...) które myślą o cięciach, które obsunęłyby ten tzw. capping do około 2 proc. Oczywiście to jest raczej pozycja wyjściowa, negocjacyjna, ale to pokazuje, że to nasze 2,4 (...) spotyka się z kontrą płatników netto, którzy chcieliby ten capping wyraźnie niżej ulokować" - dodał.
Pytany o szanse na porozumienie na trwającym szczycie UE powiedział, że "chyba nie będzie to proste". "Jeśli miałbym mierzyć nadzieję na osiągnięcie kompromisu już dzisiaj wyrazem oczu naszych rozmówców, to jest mniej niż 50 procent" - ocenił.
Jest obniżka, ale utrzymano zasady wydawania funduszy
Choć Van Rompuy zaproponował obniżenie funduszy spójności dla Polski, to przychylił się do polskich postulatów ws. utrzymania obecnie obowiązujących zasad wydawania tych funduszy, które mają ogromne znaczenie dla beneficjantów - poinformował Tusk. Chodzi o odliczanie VAT-u i udział środków własnych.
"Bardzo wiele państw otrzymało jakieś ustępstwo, my też (...). Mówimy tutaj o takich sprawach jak kwalifikowalny VAT, rzecz bardzo ważna dla samorządów i dla organizacji pozarządowych; czy maksymalny poziom dofinansowania" - mówił Tusk polskim dziennikarzom po rozmowie z przewodniczącym Rady Europejskiej Hermanem Van Rompuyem.
Herman Van Rompuy poza cięciami zawarł w swojej propozycji budżetowej z 13 listopada niekorzystne zmiany zasad wydawania środków europejskich. Zaproponował np., by projekty mogły być finansowane z budżetu UE najwyżej w 75 proc. ze środków europejskich, podczas gdy w dotychczasowej perspektywie finansowej było to 85, a nawet więcej procent. Resztę beneficjenci muszą wykładać z własnych środków.
Zaproponował też zlikwidowanie kwalifikowalności podatku VAT. Chodzi o to, że podatku tego nie można byłoby sfinansować z pieniędzy europejskich, co de facto podniosłoby znacznie koszty inwestycji. Przyjaciele polityki spójności oprotestowali te zmiany jako uciążliwe i kosztowne dla odbiorców: gmin, organizacji pozarządowych oraz małych i średnich firm.
Teraz - według relacji Tuska - na stole negocjacyjnym pojawiła się nowa propozycja, która przewiduje możliwość kwalifikowania VAT i możliwość finansowania projektów w wyższym stopniu niż 75 proc. z pieniędzy UE.
Zaczęło się od Camerona
Maraton rozmów przewodniczący Rady Europejskiej rozpoczął od spotkania z brytyjskim premierem Davidem Cameronem, uważanym za najtrudniejszego partnera w rozmowach, który powtórzył postulat cięć w budżecie. Szef polskiego rządu przyznał, że "niestety dziś Brytyjczycy są naszymi oponentami w kwestii budżetu UE". Powiedział też, że "nie ma wiedzy" na temat negocjacji Camerona z politykami Prawa i Sprawiedliwości.
Do walki włączył się Jarosław Kaczyński i Sejm
Prezes PiS Jarosław Kaczyński przekonywał w czwartek, że Brytyjczycy chcą cięć, ale nie kosztem nowych członków UE, takich jak Polska. "Uzyskaliśmy tego rodzaju stanowisko Wielkiej Brytanii, które całkowicie uprawnia do stwierdzenia, że nie jest ona w tej chwili naszym głównym przeciwnikiem i w ogóle nie jest przeciwnikiem, bo jest to najbardziej racjonalne podejście, jakie można w UE przyjąć" - powiedział Kaczyński. Ale źródła unijne w Brukseli zwracają uwagę, że Londynowi chodzi o utrzymanie poziomu wydatków na politykę spójności dla nowych państw UE z obecnego budżetu na lata 2007-2013. Dla Polski przypada z niego prawie 68 mld euro.
Sejm przyjął uchwałę wzywającą rząd do starań o wyrównanie rolnych dopłat bezpośrednich i zachowanie inwestycyjnego charakteru budżetu UE. Poparło ją 411 posłów, nikt nie był przeciw, dwóch posłów się wstrzymało. Sejm odrzucił poprawkę PiS, która wzywała rząd do zawetowania budżetu UE, gdyby był dla Polski niekorzystny. Posłowie wyrazili za to przekonanie, że musi on być "sprawiedliwym kompromisem odpowiadającym na potrzeby Polski i całej Unii".
Występując w Sejmie szef MSZ Radosław Sikorski, przestrzegał, że sejmowa uchwała - wbrew intencjom jej pomysłodawców - może nie tyle wzmacniać polskich negocjatorów w Brukseli, co być dla nich jak "kajdanki na rękach".
Odpowiedział mu Krzysztof Szczerski (PiS): "Jeśli pan minister mówi o kajdankach, to nie ma większych kajdanek niż te, które założył sobie sam pan premier Donald Tusk tutaj, z tej izby ogłaszając 400 mld złotych jako nasz górny cel negocjacyjny". Podkreślił, że PiS to bardzo niepokoi i uważa on, że negocjacje są źle prowadzone.
Posłowie Solidarnej Polski zaapelowali do Tuska, aby w negocjacjach "mierzył siły na zamiary, a nie zamiar podłóg sił" i walczył o więcej pieniędzy dla Polski. "Mam wrażenie, że pan Donald Tusk w zasadzie sam się ogranicza. Apelujemy, by był bardziej ambitny, by walczył o większe pieniądze" - oświadczyła Marzena Wróbel (SP) na konferencji prasowej.
Wcześniej Rompuy obcinał do 73,3 mld euro
Dotychczasowa propozycja nowego budżetu w wersji zaproponowanej przez Van Rompuya, która jest podstawą do negocjacji na szczycie, oznaczała dla Polski 73,9 mld euro funduszy spójności. To mniej niż wynikało z początkowej propozycji Komisji Europejskiej (77 mld), ale wciąż znacznie więcej niż dostajemy teraz. Do tego dochodzą fundusze Wspólnej Polityki Rolnej, w tym na same dopłaty dla rolników ok. 20 mld euro. Cała propozycja opiewała na 973,2 mld euro, co wielu płatników netto z Wielką Brytanią i Niemcami na czele uważa za zbyt wiele.
Dopiero po godz. 20 rozpoczną się rozmowy plenarne w gronie wszystkich przywódców i z udziałem szefa Parlamentu Europejskiego Martina Schulza. Wtedy też Van Rompuy wyłoży na stół nową, zrewidowaną po dwustronnych rozmowach wersję budżetu UE. Niewykluczone, że rozmowy przeciągną się do weekendu, albo zostaną przełożone na luty.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel powiedziała w Brukseli, że porozumienie na szczycie może się okazać niemożliwe. "Niemcy chcą osiągnięcia tego celu, ale może się okazać, że będziemy potrzebowali kolejnego etapu" - ostrzegła. Francuski prezydent Francois Hollande powiedział po przybyciu do Brukseli: "Będę bronił interesów Europy i Francji", co odebrano jako zapowiedź obrony hojnej polityki rolnej.
Negocjacje budżetowe to najtrudniejsze rozmowy między państwami UE. Każdy kraj stara się, by jego składka była jak najmniejsza, a jednocześnie chce w jak największym stopniu korzystać z unijnych funduszy. Van Rompuy jest jednak bardzo zdeterminowany do kompromisu; w opinii analityków jest on możliwy, ale bardzo trudny. Premier Tusk ocenił, że szanse na sukces wynoszą poniżej 50 proc. i zastrzegł, że nie jest gotów na kompromis "za wszelką cenę".