Prezes PiS Jarosław Kaczyński zaproponował w piątek, by 24 września odbyła się debata dotycząca gospodarczych propozycji PiS z udziałem ekonomistów.
Według politologa z UJ prof. Wawrzyńca Konarskiego propozycja Kaczyńskiego jest ciekawa i w naturalny sposób korzystna dla PiS, bo pozwala utrzymać w obiegu medialnym propozycje gospodarcze tej partii.
"Spotkanie z udziałem osób, które są uważane za fachowców w kwestiach ekonomicznych, może być dla PiS ważną trampoliną w promowaniu swoich pomysłów. (...) Buduje wizerunek PiS jako partii, która nie zraża się krytyką ze strony obozu rządzącego. Zmusza tym samym rząd do tego, żeby tej sprawy nie traktować ani w kategorii drwiny czy braku powagi, ani samych wyliczeń" - uważa Konarski.
Sprawą kluczową jest teraz - według politologa - kto przyjmie zaproszenie Kaczyńskiego. "Jeżeli po takiej propozycji nastąpi pozytywny odzew ze strony osób, które są w Polsce wedle kategorii obiektywnych uważane za miarodajnych ekonomistów, będzie to sygnałem także dla samego PiS, że podobne inicjatywy należy zgłaszać w przyszłości" - powiedział.
Podkreślił jednocześnie, że "każda forma lekceważenia takiej inicjatywy, skoro miałby w niej uczestniczyć świat nauki, byłaby dla rządu niekorzystna". "Dlatego sądzę, że gdyby PiS udało się przyciągnąć znaczącą liczbę osób do takiej debaty, to także ludzie nauki, którym bliski jest sposób myślenia PO czy rządu, powinni się do niej włączyć" - zaznaczył.
W jego ocenie PiS dokonuje "sprytnego zagrania", sondując potencjalnie zainteresowanie swymi propozycjami ze strony nauki. "Mnie osobiście to nawet cieszy, ponieważ niejednokrotnie mówiłem, że ta partia ma zupełnie niezłe zasoby, jeżeli chodzi o świat akademicki. Nie jest on jednak dopuszczany do głosu. Natomiast do głosu dochodzą głównie pretorianie prezesa i robią to oczywiście w sposób raczej mało udolny" - powiedział Konarski.
Także politolog dr Rafał Chwedoruk z UW uważa, że debata ekonomistów miałaby sens. Ocenił, że PiS proponuje debatę o gospodarce w momencie optymalnym z punktu widzenia każdej partii opozycyjnej - czyli wstępnej fali kryzysu. Zwrócił też uwagę, że partia zapraszając ekonomistów o bardzo różnych poglądach - "od Leszka Balcerowicza po osoby o wrażliwości socjaldemokratycznej, jak Ryszard Bugaj" - pokazuje, że jest uczestnikiem debaty wykraczającej poza rachunki partyjne.
Podkreślił też, że "zawsze, gdy mamy do czynienia z kryzysem, to partia rządząca jest ostatnią, która chciałaby dyskutować o gospodarce". "Im więcej teraz będzie dyskusji o gospodarce i polityce społecznej, o tym, jak rozkładać ciężar kryzysu, kto i w jaki sposób jest winny za kryzys, to tym gorzej dla PO" - uważa Chwedoruk.
Dlatego - jak mówił - spodziewa się, że odpowiedzią na próby "narzucenia" przez Kaczyńskiego tematyki gospodarczej będzie próba podjęcia dyskusji w innych kwestiach, np. Kościoła czy in vitro. "Sprawy kulturowe byłyby teraz dla Platformy wręcz ratunkiem, dzieląc opinię publiczną wedle linii podziału niezagrażającej przewadze tej partii" - ocenił.
Według Chwedoruka głównym problemem PiS obecnie nie jest brak społecznego poparcia, bo mimo różnych "zakrętów" utrzymuje się ono na wysokim poziomie. "Tym problemem jest raczej przeświadczenie istotnej części obywateli o tym, że PiS jest partią zbyt radykalną i niedysponującą odpowiednim zapleczem intelektualnym, by podołać ciężarowi rządzenia. Ostatnia propozycja Jarosława Kaczyńskiego jest jedną z licznych inicjatyw mających przekreślić taki stereotyp" - powiedział.
Chwedoruk zwrócił uwagę, że PiS od 2007 roku zyskał 2 mln nowych sympatyków i nie jest w stanie wykroczyć poza ten poziom, dlatego chce zaprezentować się jako partia, która w kwestiach gospodarczych i społecznych "myśli jak większość Polaków". "PiS pokazuje, że nie jest partią, która epatuje cały czas tematami budzącymi wielkie kontrowersje" - powiedział.
Przypomniał, że taka sytuacja miała miejsce podczas kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego, która miała go pokazać jako polityka spokojnego i wybijającego się w szczególnych momentach ponad podziały. "Teraz tego samego próbuje się w trochę innej formie, na niwie programowej. Ma to udowodnić, że poglądy tej partii wpisują się w to, co myśli przeciętny Polak. Właśnie takie przeświadczenie w skali zbiorowej stało się źródłem sukcesu PiS w rywalizacji z PO w 2005 roku" - powiedział.