Jasne jest też, że na razie gwarantowanie depozytów pozostanie domeną państw narodowych. Teraz przywódcy UE będą „mielić” pomysł komisarza Michela Barniera. Główne jego tezy jednak pozostaną. Co z tego wynika dla Polski? Coraz bardziej jasne staje się, że powinniśmy pozostać z dala od tej dziwacznej konstrukcji. Szkoda tylko, że niezależnie od tego, czy znajdziemy się w niej, czy też nie – będzie ona na nas oddziaływała.
Choćby z powodu prób podzielenia unijnego rynku bankowego. Budowania iluzji banków mniej i lepiej zabezpieczonych. I zarazem ingerowania w jednolity rynek europejski, który dla Polski jest wartością najważniejszą. Wspólny rynek był głównym motywem wstępowania do UE. Sprzyjał naszej przedsiębiorczości i premiował Polskę jako kraj biedniejszy, ale za to konkurencyjny wobec przeregulowanych gospodarek starej Europy. Właśnie dlatego pomysły, które rodzą się w głowach komisarzy takich, jak Barnier, są dla nas niekorzystne. Nie chodzi już nawet o takie szczegóły, jak fałszywe przekonywanie, że przystąpienie Polski do unii bankowej jest możliwe, mimo że kraj nie jest w unii walutowej. Ważne jest co innego. Barnier świadomie albo nie dobiera się do unijnych fundamentów. Jeśli Komisja proponuje podział rynku bankowego, dlaczego ufać jej, że nie spróbuje zrobić tego samego z ubezpieczycielami, producentami aut czy wielkimi koncernami budowlanymi. Wszystkie te branże – podobnie jak sektor bankowy – są kluczowe dla unijnej gospodarki. Budowlańcy zapewniają wzrost. Producenci aut miejsca pracy. Dlaczego zatem nie zabrać się do regulowania i tych dziedzin?