W wydanym w czwartek w południe komunikacie prezydencja cypryjska poinformowała, że już w trakcie poprzedzających spotkanie w Nikozji konsultacji dwustronnych z państwami UE stało się jasne, że nie uda się uzyskać zgody na budżet unijny w wysokości zaproponowanej przez Komisję Europejską w ub. roku.
Cięcia są nieuchronne
"Nie sposób więc będzie uniknąć redukcji poziomu wydatków proponowanych przez KE" - głosi komunikat. "Ogólna zgoda" zdaje się dotyczyć jak na razie tylko założenia, że przyszły wieloletni budżet UE "musi przyczyniać się do wzrostu, inwestycji i (tworzenia) miejsc pracy" - informuje cypryjska prezydencja. Nie ma też znaczących różnic zdań w sprawie "konieczności poprawienia sposobu wydawania" środków unijnych - czytamy w oświadczeniu. Reszta jest przedmiotem sporów.
Polska broni budżetu spójności
Polska zabiega o jak najmniejsze cięcia w polityce spójności, której nasz kraj jest największym beneficjentem w UE.
"Gra toczy się o to, jak głębokie będą cięcia (funduszy spójności - PAP), a naszym zadaniem jest przekonać wszystkich, że te cięcia nie będą służyły Europie, bo będą ograniczały perspektywy rozwoju całej Europy" - powiedział w rozmowie z PAP minister RP ds. europejskich Piotr Serafin przed wyjazdem do Nikozji.
Jest różnica zdań co do wielkości i charakteru cięć budżetu
Komunikat prezydencji wydany podczas obrad zdaje sprawę z "różnic zdań" dzielących uczestniczące w rozmowach delegacje. Część z nich uważa, że nowy budżet unijny powinien "odzwierciedlać konsolidację finansów publicznych, jaką przeprowadza wiele krajów członkowskich", a zatem zostać zredukowany. Inni kładą jednak nacisk na konieczność sfinansowania polityki i planów Unii, co oznaczałoby, że nieodzowne jest przyjęcie budżetu w wymiarze proponowanym przez KE lub nawet wyższym. Nie ma też zgody co do tego, w jakich obszarach należałoby szukać oszczędności - informuje prezydencja.
Cypr liczył, przeprowadziwszy wcześniej konsultacje, że spotkanie będzie "znaczącym krokiem" ku osiągnięciu kompromisu w sprawie kształtu wieloletniego budżetu Unii do końca roku.
Polska miała dostać 80 mld euro
W czasach kryzysu, który zmusza kraje do zaciskania pasa, polityka spójności jest najbardziej zagrożona oszczędnościami. Linia konfliktu w negocjacjach przebiega więc między krajami-płatnikami netto do unijnej kasy, a beneficjentami funduszy strukturalnych, którzy walczą o zachowanie budżetu w takim mniej więcej kształcie, w jakim zaproponowała go w czerwcu ub. roku KE. Według jej propozycji Polska mogłaby dostać przynajmniej 80 mld euro z całej puli 988 mld euro na lata 2014-20.
W ramach projektu nowego wieloletniego budżetu KE zaproponowała 376 mld euro na politykę spójności. Głównym kryterium ubiegania się o fundusze ma pozostać poziom zamożności - liczony w PKB na mieszkańca. Ale żeby zapobiec nadmiernie wielkiemu budżetowi, KE zaproponowała wyznaczenie limitu absorpcji funduszy przez dany kraj na 2,5 proc. jego PKB.
W obecnym budżecie 2007-13 ten górny limit absorpcji funduszy to 4 proc. PKB. Mimo propozycji jego obniżenia Polska, która się rozwija, i tak w nominalnych wartościach dostałaby więcej funduszy niż dotychczas i nadal byłaby głównym beneficjentem budżetu UE.
Niepokój krajów-beneficjentów wywołała zgłoszona wcześniej propozycja Niemiec i kilku innych krajów-płatników netto w sprawie specjalnego mechanizmu, by wyznaczyć górny pułap dostępnych funduszy dla krajów nawet do poziomu, jaki im przyznano na lata 2007-2013. W przypadku Polski to 67 mld euro, czyli mniej, niż wynika z czerwcowej propozycji KE. Limity w dostępie do funduszy wywołują wśród krajów UE ogromne spory, podobnie jak pomoc dla nowej kategorii regionów przejściowych, które z racji wzrostu PKB na głowę mieszkańca powinny stracić prawo do wsparcia.
Każdy walczy o swoje interesy
Kontrowersje nie ograniczają się do polityki spójności; Francja broni dopłat dla rolników, a Brytyjczycy, którzy z nich nie korzystają, walczą o zachowanie swoich rabatów w składce do budżetu i nie chcą się zgodzić na jakikolwiek europodatek jako źródło przychodów unijnej kasy.
Minister Serafin widzi jednak w kryzysie strefy euro zarówno zagrożenie, jak i szansę na wymuszenie szybszego kompromisu: "Rośnie oczekiwanie wszystkich krajów, że w dobie kryzysu europejskiego powinniśmy dać sygnał, że UE działa i jeszcze w tym roku, w listopadzie, a najpóźniej w grudniu przyjąć budżet. Dzisiaj to nie będzie jeszcze moment (wiążących - PAP) dyskusji, ale w ciągu miesiąca na stole pojawią się propozycje. Po raz kolejny będziemy występować w gronie państw członkowskich (grupy Przyjaciół Spójności), tak jak to miało miejsce przy poprzednich takich okazjach. Spotkamy się i będziemy koordynowali nasze stanowisko w trakcie debaty".
Grupa Przyjaciół Spójności to 15 państw: Bułgaria, Czechy, Estonia, Grecja, Hiszpania, Węgry, Litwa, Łotwa, Malta, Polska, Portugalia, Rumunia, Słowenia, Słowacja i przyszły członek UE, czyli Chorwacja.
Minister przekonywał, że "kryzys uzmysławia nam też, jak istotna jest infrastruktura dla wspierania inwestycji, a inwestycje są motorem wzrostu. Moją nadzieją jest, że nasz głos wraz czternastoma innymi krajami członkowskimi będzie na tyle mocny, na tyle przekonujący, że uda nam się ograniczyć redukcję polityki budżetu spójności".
Jego zdaniem pozycję negocjacyjną Polski umacnia dobra sytuacja gospodarcza oraz "doświadczenie wykorzystywania polityki strukturalnej przez ostatnie lata". "Źródłem nadziei jest również to, że, mimo iż negocjacje są już stosunkowo zaawansowane, mamy grupę Przyjaciół Spójności, której głos jest obecny w debacie, a negocjacje w Unii Europejskiej opierają się o regułę budowania konsensusu i wypracowywania kompromisu. (...). Choć nie ukrywam, że kryzys będzie już tej jesieni źródłem wielu wydarzeń w strefie euro" - powiedział.