Według Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju akcja kredytowa w regionie znalazła się w stagnacji. Ale chociaż to ciąży na ekspansji gospodarczej, pozwala również domykać budżety i deficyty na bieżących rachunkach płatniczych, redukować zagraniczne długi, podtrzymywać lokalne rynki depozytowe i strzec się przed sztucznym wzrostem wartości aktywów.
„Księgi bilansowe takich gospodarek stają się bardziej przejrzyste” – mówi Kieran Curtis z Aviva Investors w Londynie – „Rozwój gospodarczy z umiarkowaną stopą wzrostu kredytów stwarza lepsze szanse na osiągnięcie równowagi”.
Zagraniczni kredytodawcy, jak włoski UniCredit i austriacki Erste Group Bank, zdominowali sektor bankowy w Europie Wschodniej kontrolując trzy czwarte wszystkich aktywów. Inwestorzy obawiają się, że okopanie się zachodnich banków w regionie może położyć kres odrodzeniu gospodarczemu i wepchnąć te kraje w recesję.
Europa Wschodnia nie jest pierwszym regionem, który ma do czynienia z szokiem kredytowym. Na początku lat 1990 deregulacja sektora finansowego doprowadziła do wybuchu bańki kredytowej w Skandynawii, a napływ zagranicznych kapitałów do Azji wypchnął na szczyty ceny nieruchomości i akcji tuż przed krachem z 1997 roku. Oba regiony popadły potem w recesję.
Deleveraging, czyli wycofanie kapitałów może być dobrą rzeczą, jeśli będzie to proces stopniowy i uporządkowany – napisali w swoich blogach szefowie departamentu wschodzącej Europy w Międzynarodowym Funduszu Walutowym – Bas Bakker i Christoph Klingen.
Wśród korzyści na pierwszy plan wysuwa się spadek zagranicznego zadłużenia, co obniży wymogi pozyskiwania środków finansowych oraz wpłynie na większą stabilność walut – podkreślił Bakker w wywiadzie z połowy lipca.
Banki regionu w coraz większym stopniu polegają na lokalnych źródłach finansowania. Jeśli przeciętna stopa kredytów w relacji do depozytów wynosiła w regionie 120 proc. w styczniu 2009 roku, to w lutym tego roku spadła już do 101 procent – wynika z raportu Raiffeisen Bank International.