Rośnie liczba wniosków o ogłoszenie niewypłacalności. Często jest to karta przetargowa wierzycieli w sporach z dłużnikami.
Tylko w ubiegłym tygodniu do sądów trafiły wnioski o upadłość notowanej na giełdzie spożywczej spółki Wilbo oraz firmy z branży doradztwa finansowego A-Z Finanse. Liczba wniosków o upadłość drastycznie rośnie, co potwierdzają dane zebrane przez DGP w sądach. W największych aglomeracjach, takich jak Warszawa, Katowice czy Gdańsk, w pierwszych sześciu miesiącach roku było ich o połowę więcej. W stołecznym sądzie w czerwcu codziennie pojawiały się jeden, dwa wnioski. Podobnie było w Gdańsku, Szczecinie i we Wrocławiu. W stolicy Dolnego Śląska w pierwszych sześciu miesiącach wniosków było dwa razy więcej.
Niechlubnym rekordzistą jest Olsztyn. – W ciągu roku liczba wniosków o upadłość przedsiębiorstw wzrosła u nas o 189 proc. – mówi Elżbieta Budna, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Olsztynie.
– Geografia nie ma znaczenia. W dużych miastach jest zdecydowanie więcej zarejestrowanych firm, zarówno o zasięgu lokalnym, jak i dużych, o zasięgu ogólnokrajowym – tłumaczy Jakub Borowski, główny ekonomista Kredyt Banku. I nie pozostawia złudzeń. – W drugim półroczu sytuacja się pogorszy – zapowiada.
Za jego tezą ma przemawiać spowolnienie gospodarcze: osłabienie tempa wzrostu PKB związane z mniejszymi wydatkami publicznymi. Inni idą jeszcze dalej. Według Wiktora Wojciechowskiego, głównego ekonomisty Invest- -Banku, upadłości będzie przybywać nie tylko w tym półroczu, lecz także w pierwszych sześciu miesiącach 2013 r. Wszystko przez problemy firm z płynnością finansową.
– Dziś najbardziej zagrożeni są sektor budowlany i jego kooperanci. Ale spore problemy mają też małe przedsiębiorstwa usługowe – mówi Wojciechowski. To właśnie w grupie małych i średnich firm da się już zauważyć opóźnienia w wypłacaniu wynagrodzeń.
– Przyszedł czas na największe spółki – uważa Tomasz Starus, dyrektor ds. oceny ryzyka w Euler Hermes. Wskazuje na budownictwo, w którym problemy dotknęły w końcu największych, czyli PBG i Polimex-Mostostal. Według Starusa, jeżeli liczba wniosków będzie wzrastała w tempie takim jak do tej pory, możemy być pewni, że w całym roku upadnie 850 firm, czyli 15 proc. więcej niż w zeszłym roku.
W porównaniu z dziesiątkami tysięcy bankructw np. we Francji to niewiele. Jednak w innych krajach obowiązuje inne prawo upadłościowe. Tam sądy rejestrują wszystkie przypadki, niezależnie od wielkości firmy, a więc także mikrofirmy. A wiadomo, że mikrofirmy zdecydowanie częściej znikają z rynku, także w naszym kraju. Z danych GUS wynika, że w 2010 r. powstało 286,2 tys. firm. Spośród nich w ubiegłym roku działało już tylko 222,5 tys. – czyli o 22 proc. mniej.
Ogółem w Polsce działa około 1,8 mln firm. Tymczasem w pierwszym półroczu w sądach oficjalnie ogłoszono upadłość tylko 472 przedsiębiorstw – o 26 proc. więcej niż w I półroczu 2011 r.
Są miasta, gdzie wniosków jest trzy razy więcej niż rok temu. Ekonomiści: po budowlance czas na usługi
DSS, PBG, Bomi – to tylko najgłośniejsze przypadki firm, które czekają na decyzje sądów o upadłości. Ekonomiści uważają, że podobnych przypadków będzie przybywać z każdym miesiącem. W I półroczu liczba wniosków o upadłość firm wzrosła bowiem o jedną trzecią. W największych aglomeracjach jest jeszcze gorsza sytuacja. We Wrocławiu czy Olsztynie procentowo wzrost liczby składanych wniosków przekracza 100 proc.
– W biznesie panuje wielka trwoga – przyznaje Konrad Jaskóła, szef Polimeksu-Mostostalu, który sam ma problemy z płynnością. Jednak nie podejmuje się typować, kto będzie następny.
Robi to jednak Witold Jesionowski, prezes Bomi, sieci delikatesów, która oczekuje w gdańskim sądzie na werdykt w sprawie wniosku o upadłość układową. – Po budowlance przyjdzie czas na handel spożywczy – przewiduje. Według niego kłopoty Bomi to tylko wierzchołek góry lodowej. – Obecnie poza Biedronką i Lidlem chyba żadna z sieci nie zarabia na siebie – ocenia.
Wniosek o upadłość pełni też często funkcję straszaka na niesolidnego płatnika. W ten sposób środki próbowali odzyskać np. wierzyciele DSS, PBG czy ostatnio Bomi. Przed złożeniem wniosku o upadłość układową przez zarząd Bomi wniosek o upadłość likwidacyjną złożyła spółka Brand Distribution, której sieć delikatesów zalegała 100 tys. zł. Po kilku dniach Brand wycofał wniosek.
Jak wynika z raportu Forum Obywatelskiego Rozwoju, w 2011 r. tylko niewiele ponad 20 proc. z ponad 3,3 tys. spraw w sądach zakończyło się ogłoszeniem upadłości. Prawie 60 proc. wniosków zaś oddalono, nie znajdując podstaw do takiej decyzji.
Agnieszka Marcinkowska z zespołu analiz makroekonomicznych KUKE jako branże wysokiego ryzyka także wskazuje budowlankę i handel. Ale uważa, że nie tyle branża jest ważna, ile wielkość firmy. Według niej najtrudniej teraz utrzymać się na powierzchni małym firmom, a to dlatego, że nie posiadają wystarczającej ilości gotówki. A to właśnie gotówka w kasie pozwala przejść przez spowolnienie gospodarcze suchą nogą.
Problem w tym, że często powodzenie małych zależy od dużych. A ci zawodzą coraz częściej. Konrad Jaskóła tłumaczy, że kłopoty branży budowlanej pojawiły się, gdy zawiódł system płatności przy realizacji dużych kontraktów. – Czekając na zapłatę od zleceniodawcy, musimy wspierać się kredytem bankowym. Kredyt obniża zaś opłacalność projektu, który już na samym starcie jest mało rentowny – opowiada.
Eksperci dodają do tego jeszcze przeinwestowanie. – Niespotykane wcześniej problemy z płynnością nawet największych spółek budowlanych spowodowała wysoka skala inwestycji, która nie przełożyła się na zyski branży – mówi Tomasz Starus, dyrektor ds. oceny ryzyka w Euler Hermes.
Problem dotyczy głównie firm budujących drogi, autostrady i obiekty inżynieryjne, ale też specjalizujących się we wznoszeniu budynków mieszkalnych. Problemy mają już także m.in. przetwórcy mięsa. Przyczyną utraty płynności w tym segmencie są niskie (1 – 2 proc. ) marże w branży mięsnej jako efekt nadprodukcji oraz presji cenowej sieci handlowych. Z drugiej strony są zobowiązania zaciągnięte na modernizację i rozbudowę biznesu, trudne do udźwignięcia w okresie niskiej rentowności.
68 firm ogłosiło upadłość w czerwcu
472 ogłoszenia o upadłości polskich przedsiębiorstw opublikowano w I półroczu
26 proc. taki był wzrost liczby upadłości w I półroczu w stosunku do pierwszej połowy ubiegłego roku
Komentarze (14)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeLarum grają!!!
-"celem jest odwrócenie uwagi od sedna sprawy, którym jest transfer publicznych środków do prywatnych spółek, a dalej do partyjnych funduszy i prywatnych kieszeni".
-PO potrafii, jak cos jest w jej interesie lub interesie jej ludzi zmienic przepisy z dnia na dzień nie ogladając sie ani na głosy opinii publicznej , ekspertów etc. Gdyby przepisy o przetargach były rzeczywistą przeszkoda to by je zmieniła w miesiac po objeciu władzy, a rzadzi juz ponad 5 lat. Tak wiec to jest zwykła zasłona dymna. A powtarzający za głownymi mediami te dyrdymały robią to jak w kazdej innej sprawie. Bronia swoich. Faktyczne przyczyny ich nie interesują tak jak w każdej innej sprawie.
W dodatku przyjęto taki sposób pracy nad tą ustawą, że została zgłoszona w wyniku inicjatywy posłów, to znaczy omija się drogę uzgodnień międzyresortowych. Otóż jeśli nie ma żadnych nadzwyczajnych okoliczności, a nie ma, to przeprowadzanie w trybie nadzwyczajnego pośpiechu ustawy dotyczącej spraw tak ważnych dla bezpieczeństwa państwa jak energetyka może wskazywać, że kryją się za tym poważne interesy szkodliwe dla naszego bezpieczeństwa narodowego.
Ta ustawa może przesądzić w niekorzystny dla kraju sposób o funkcjonowaniu ważnych sektorów gospodarki i pogorszyć warunki funkcjonowania polskich biznesów państwowych i prywatnych.
Nasuwa się hipoteza, że zamieszanie z aferą taśmową "odpalone" zostało właśnie w tym tygodniu, żeby podtrzymać je jeszcze przez kilka dni. Chodzi o to, aby Sejm przeprowadził niekorzystne dla naszego interesu narodowego zmiany w prawie energetycznym pod przykrywką medialnego zainteresowania "aferą taśmową". Dlatego nie odpuszczając wyjaśnienia spraw, które ujawniło nagranie rozmowy działaczy PSL, jednocześnie musimy bacznie przyglądać się temu, co się wydarzy w Sejmie w przyszłym tygodniu. zwiń"
Warto czasem myśleć samodzielnie. Rządowe statystyki mówią, że
średnia pensja w Polsce to ok. 3600. To znaczy, że średnie składki
emerytalne to 703,08 zł miesięcznie - procent składki emerytalnej do
ZUS jest stały, określony ustawowo.
Liczba pracujących na koniec II kw. 2011 to 16,163 mln. Możecie te dane
sami zweryfikować przeglądając oficjalne strony rządowe, sięgając
do oficjalnych statystyk GUS. Miłej zabawy. Ale co z tego wynika?? BARDZO
WIELE, a właściwie BARDZO DUŻO. Dużo czego?? PIENIĘDZY, oczywiście.
Pomnóżcie urzędową i oficjalną liczbę
zatrudnionych i oficjalną i bardzo urzędową średnią składkę
emerytalną do ZUS. Powinno Wam wyjść miesięcznie 11 375 519 400 zł,
czyli ponad jedenaście miliardów trzysta siedemdziesiąt pięć
milionów. To gigantyczne pieniądze, a jest to tylko składka emerytalna.
Bawmy się dalej:
pomnóżcie to razy 12 miesięcy, a wyjdzie na to, że w skali roku jest
to 136 506 232 800 zł. Kończą się Wam okienka w kalkulatorze? Mnie
też. Zatem powiem, że jest to słownie ponad 136 miliardów 506
milionów zł w roku. Mamy w Polsce około 5 mln emerytów, dokładnie - w
marcu 2011 było ich 4,979 mln. To znowu wg. oficjalnych, rządowych i
jedynie słusznych i poprawnych statystyk. Rencistów nie liczę, bo już
na pewno nie zmieszczą mi się w kalkulatorze, a poza tym - na nich jest
OSOBNA składka!!!. Wychodzi mi zatem na to, że rocznie jest to średnio
= 27301 zł na emeryta, czyli miesięczna emerytura średnio powinna
wynosić
2275,00 zł. Tymczasem średnia emerytura - znowu wg rządowych,
oficjalnych i jedynie słusznych i poprawnych statystyk wynosiła w tymże
marcu 2011 zaledwie 1721,00 zł. Czyli o 554 mniej niż wynika ze
składek wyliczonych na podstawie danych statystycznych rządu RP, GUS,
ZUS, KRUS i każdy inny SRUS. Jak policzycie dalej, to wyjdzie Wam NADWY
ŻKA rzędu 32% w stosunku do wydatków na emerytury (czyli średnio ZUS
jest na plusie około
2,5 miliarda zł miesięcznie, czyli 30 miliardów rocznie!!!). Tymczasem,
rząd ubolewa, że budżet dopłaca ponoć do emerytur dziesiątki
miliardów rocznie. Jesteście zdumieni?? To przeliczcie jeszcze raz. Też
liczyłem, bo nie wierzyłem.
Wniosek jest taki: ktoś z trójki: GUS, ZUS, Rząd RP łże. ŁŻE W
BEZCZELNY SPOSÓB. Gorzej: dopuszczam możliwość, że łże więcej niż
jeden, a nawet że łżą wszystkie wymienione instytucje. Taki jest =
mój wniosek. Ale jest też PYTANIE: co dzieje się = z nadwyżką??? I
takie są wnioski wynikające z oficjalnych danych statystycznych. Chyba,
że Rostowski przesłał sfałszowane dane do GUS, wszak to, używając
eufemizmu, mistrz kreatywnej księgowości. Załóżmy jednak, że dane
oficjalne są prawdziwe, a więc wnioski zeń wynikające także.
Proszę sobie wyobrazić, jaka gigantyczna nadwyżka powstanie przy
wydłużeniu czasu pracy potrzebnego do osiągnięcia wieku emerytalnego.
Oczywiście, pracy tej i tak nie ma, a bezrobocie zamiast maleć wciąż
rośnie, co również potwierdzają dane oficjalne. Na co ma pójść taka
nadwyżka?? Na zrzutkę na Greków?? Włochów?? By żyło im się jeszcze
lepiej?? Gdzie jest kasa!!!
Jeśli tak jak ja, jesteś przeciw kłamstwom rządzących, to proszę
skopiuj to na inne fora, aby jak najwięcej osób mogło to przeczytać,
zanim zostanie usunięte.
kasiu, lepiej poczekaj chwile z tym kredytem...