Prezes grupy Bomi Witold Jesionowski uważa, że rozpoczęcie przez sąd postępowania w sprawie układu z wierzycielami daje szansę na dokapitalizowanie firmy. Bomi złożyło we wtorek w gdańskim sądzie wniosek o upadłość z formą zawarcia układu z wierzycielami.

Jak powiedział w środę na konferencji prasowej w Warszawie prezes Jesionowski, gdyby udało się otworzyć przed sądem postępowanie układowe, na pewno znaleźliby się akcjonariusze zainteresowani tym, by w jakiś sposób spółce pomagać czy podwyższać jej kapitał. Zaznaczył, że powodem złożenia wniosku w sądzie było wypowiedzenie przez banki umów kredytowych.

Wierzyciele mogą odzyskać 40 z 200 mln zł

W jego opinii, sąd powinien rozpatrzyć wniosek w ciągu kilku dni. "Dla sądu podjęcie decyzji o otwarciu postępowania układowego i podjęcie próby porozumienia z wierzycielami będzie znaczące prostsze niż zdecydowanie o postępowaniu likwidacyjnym" - ocenił Jesionowski, dodając, że w razie likwidacji spółki, banki - wierzyciele, które są zaangażowane na ok. 220 mln zł, będą w stanie odzyskać tylko ok. 40 mln.

Pracę może stracić 3 tys. osób

Przypomniał też, że w grupie Bomi pracuje ok. 3 tys. osób. "Jeżeli wszystko będzie zmierzało w kierunku upadłości likwidacyjnej, to na Wybrzeżu to będzie "druga stocznia"" - dodał Jesionowski.

Spółka potrzebuje ok. 50 mln zł

"Jednym z warunków powodzenia takiego postępowania układowego będzie dokapitalizowanie spółki na poziomie 40-50 mln zł, co sygnalizowaliśmy już na poprzednim WZA przed miesiącem. Już wtedy jednak staliśmy na stanowisku, że dalsze dokładanie pieniędzy do spółki bez jakiegoś układu z instytucjami finansowymi i pewnej redukcji zadłużenia jest bez większego sensu, byłoby tylko kupowaniem czasu" - mówił prezes Bomi.

"Z naszych rozmów z akcjonariuszami wynika, że są osoby wyrażające chęć dokapitalizowania spółki na poziomie kilku - kilkunastu milionów złotych. Jeżeli dojdą do porozumienia, to na pewno jesteśmy w stanie się odbudować" - dodał, zaznaczając, że otwarcie postępowania jest tu koniecznym warunkiem, bo daje inwestorom ochronę. "W naszej ocenie nie ma większego sensu namawianie akcjonariuszy do zainwestowania np. 40 mln zł, jeżeli spółka na pokrycie strat będzie potrzebowała kilkunastu, a kolejne kilkanaście zabiorą banki" - podkreślił Jesionowski.

Zaznaczył też, że spółka dystrybucyjna Rabat, która daje ponad połowę obrotów całej grupy kapitałowej Bomi, negocjuje ciągle z bankami opcję zawarcia porozumienia, tak by przywróciły jej finansowanie. "Myślę, że więcej będzie można o tym powiedzieć pod koniec tygodnia. Istnieje taka opcja, żeby dokapitalizować Rabat i zachować tam normalną działalność operacyjną" - powiedział Jesionowski.

Bomi jest spółką giełdową, specjalizującą się w zarządzaniu sieciami handlowymi - ma sieć supermarketów i delikatesów pod marką Bomi i supermarketów pod marką Rast. Grupa kapitałowa Bomi obejmuje - poprzez spółkę Rabat - niezależną grupę dystrybucyjną, jest także operatorem sieci sklepów franczyzowych. Prowadzi również działalność w segmencie sklepów małopowierzchniowych pod markami Sieć 34, eLDe oraz Livio.