Philip Stephens, publicysta „Financial Timesa”
W historii zdarzają się momenty, w których niemożliwe staje się nieuniknione. Europejscy liderzy, którzy uczestniczą w niezliczonych szczytach ostatniej szansy, mających uratować euro, powinni odrobić tę lekcję.
W historii zdarzają się momenty, w których niemożliwe staje się nieuniknione. Europejscy liderzy, którzy uczestniczą w niezliczonych szczytach ostatniej szansy, mających uratować euro, powinni odrobić tę lekcję.
Rozmawiałem z dyplomatą, który wspominał upadek ZSRR. W latach 80. eksperci byli przekonani, że system radziecki jest nie do utrzymania, ale będzie wieczny. Nie tylko Zachód dał się nabrać na potiomkinowską fasadę. Politycy w Moskwie popełnili ten sam błąd. Przekonanie, że system socjalistyczny przetrwa, wpędziło ich w ślepą uliczkę. Jeżeli uważasz, że coś nie może się zdarzyć, nie podejmiesz kroków, by temu zapobiec. Czy mówiąc „ZSRR”, mamy myśleć „strefa euro”? I tak, i nie.
Nie, ponieważ strefa euro nie jest zbudowana na nieefektywnym systemie gospodarczym. Bez względu na wady unia monetarna oparta jest na suwerennej woli państw, które chciały do niej przystąpić. Wspólna waluta nie jest też jedyną przyczyną europejskich kłopotów. Globalny krach był efektem anglosaskiego modelu liberalnego kapitalizmu finansowego. Ci, którzy obwiniają strefę euro o sytuację , w której znalazła się np. Hiszpania, powinni wziąć pod uwagę marną kondycję takich krajów, jak Wielka Brytania, która utrzymała funta. Dezintegracja strefy euro nie jest przesądzona. Najbardziej frustrujące jest to, że wierzyciele i dłużnicy zgadzają się, co trzeba zrobić. Potrzebna jest wspólna odpowiedzialność za dług i scentralizowany proces decyzyjny w polityce ekonomicznej. Brakuje jednak zaufania – spoiwa kompromisu.
Przy wszystkich różnicach analogie z ZSRR nasuwają się same. Ileż razy europejscy politycy i bankowcy mówili, że euro przetrwa, bo jakiekolwiek inne rozwiązanie jest niewyobrażalne. Sowieci też wierzyli, że nicnierobienie pozwoli zachować status quo. Później nauczyli się, że bierność jest decyzją jak każda inna.
Opinia publiczna w Europie jest coraz bardziej przeciwna ekonomicznym kosztom utrzymania wspólnej waluty. W czasach kryzysu popularna odpowiedź, że „nie ma alternatywy”, może spotkać się z reakcją, że każda alternatywa jest lepsza. Jeszcze nie znaleźliśmy się w tym punkcie. Przywódcy UE powinni sobie jednak zdać sprawę, że strefa euro nie jest nietykalna, podobnie jak UE. Te instytucje są produktem historycznych uwarunkowań i politycznej wizji. Dzisiejszy świat różni się od tego, który wyobrażali sobie ojcowie założyciele UE i architekci wspólnej waluty.
Koniec zimnej wojny był akuszerem narodzin euro. Wielki projekt unii monetarnej był wielokrotnie dyskutowany wcześniej, ale to upadek komunizmu i zjednoczenie Niemiec nadały mu ostateczną dynamikę. W przeciwieństwie do Związku Radzieckiego strefa euro nie jest skazana na upadek pod ciężarem wewnętrznych sprzeczności. Jednak jej przetrwanie także nie jest pewne.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama