Według niego, z punktu widzenia Włoch szczyt niczego istotnego nie zmienił. Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (EMS) jest zbyt mały, by dokapitalizować hiszpańskie banki, skupywać włoskie obligacje, refinansować programy pomocy dla najbardziej zadłużonych członków eurostrefy i przyjąć na siebie nowe zobowiązania w stosunku do Cypru i być może również Słowenii.
EMS ma pożyczkowy limit w wysokości 500 mld euro, podczas gdy wcześniejszy program skupywania obligacji zadłużonych państw, realizowany przez EBC i budzący opory w jego zarządzie, miał limit 200 mld euro.
"Historia kryzysów finansowych uczy, że bazuki muszą być duże, jeśli mają być skuteczne. EMS taką nie jest" - pisze komentator.
Włochy wciąż będą musiały podpisać list intencyjny z trojką i poddać się nadzorowi MFW, EBC i Komisji Europejskiej. Premier Mario Monti powinien był nalegać na to, by EMS uzyskał licencję bankową. Wówczas miałby możliwość stosowania dźwigni finansowej i zwiększenia skali działalności. Obecnie jest na to za późno.
Z punktu widzenia Hiszpanii wynik szczytu jest nieco lepszy, przynajmniej na papierze - ocenia Muenchau. Wśród potencjalnych trudności wskazuje na to, że hiszpańskie banki dostaną zastrzyk kapitału dopiero po tym, jak Madryt zgodzi się na podporządkowanie ich wspólnemu nadzorowi, co nie nastąpi ani łatwo, ani szybko.
Drugą trudnością jest to, że bezpośrednie dokapitalizowanie hiszpańskich banków z EMS może wymagać zmian w traktacie o EMS, ponieważ traktat ten przewiduje, że rekapitalizacja banków musi nastąpić za pośrednictwem rządów (a tym samym być wyszczególniana w kalkulacji ich publicznego długu - PAP).
Trzecią trudnością jest to, że EMS już teraz wygląda na przeciążony. Muenchau sądzi, że potrzeby hiszpańskich banków, uwzględniające krach na rynku nieruchomości i skutki recesji, mogą znacznie przekroczyć 100 mld euro.
"Najważniejszym wydarzeniem ubiegłego tygodnia nie było porozumienie na brukselskim szczycie, lecz oświadczenie kanclerz Merkel, że nie zgodzi się na euroobligacje +tak długo, jak żyje+. Stwierdzenie to dowodzi, że nie myśli ona poważnie o unii politycznej, której w ostatnich tygodniach poświęcała niewielką uwagę" - twierdzi Muenchau.
"Jeśli Merkel ma rację i euroobligacje nie powstaną za jej życia, to eurostrefa nie przetrwa w obecnym kształcie. Bez wspólnych obligacji lub zmiany polityki EBC, zadłużenia Włoch i Hiszpanii nie da się pogodzić z ich członkostwem w strefie euro" - konkluduje publicysta.