Rośnie atmosfera wyczekiwania na QE3, czyli trzecią rundę druku dolarów, do której miałoby dojść na mocy decyzji amerykańskiej Rezerwy Federalnej 20 czerwca. Analitycy mówią, że Fed wspomoże słabnącą gospodarkę USA. Ostatnie dane z tamtejszego rynku pracy były zaskakująco złe.
Rośnie atmosfera wyczekiwania na QE3, czyli trzecią rundę druku dolarów, do której miałoby dojść na mocy decyzji amerykańskiej Rezerwy Federalnej 20 czerwca. Analitycy mówią, że Fed wspomoże słabnącą gospodarkę USA. Ostatnie dane z tamtejszego rynku pracy były zaskakująco złe.
Z kolejnego druku banknotów z wizerunkami byłych prezydentów Ameryki ucieszyliby się z pewnością posiadacze akcji. Pierwsze QE z przełomu 2008 i 2009 r. nie tylko powstrzymało spadki na giełdach, lecz także doprowadziło do dwuletniej hossy, która skończyła się w kwietniu 2011 r. Tymczasem od końca I kwartału tego roku niemal wszystkie rynki akcji notują coraz niższe poziomy.
Ostatnio wpadł mi w ręce ciekawy wywiad, w którym ekspert ostrzega przed skutkami nadmiernego luzowania polityki pieniężnej w USA. Obawia się, że za dwa lata od momentu przeprowadzenia rozmowy w Ameryce inflacja będzie na znacznie wyższym poziomie. „Głównym powodem będzie próba uniknięcia głębokiej recesji. Rząd będzie próbował stymulować gospodarkę. To taktyka, która w zasadzie nie działa” – mówi. Pytający: „Inaczej mówiąc, obawy przed recesją doprowadzą do istotnego poluzowania polityki pieniężnej, co w rezultacie doprowadzi do inflacji?”. Ekspert odpowiada: „Tak. Ludzie, którzy pożyczają pieniądze rządowi, jak również cała strefa biznesowa, nie zaakceptują poluzowania polityki pieniężnej jako sposobu na recesję”.
Dziennikarz pyta, czy problemy USA z zadłużeniem to tykająca bomba, która zmasakruje ostatecznie gospodarkę. „Oczywiście” – pada odpowiedź. Ekspert porównuje sytuację do termitów w fundamentach domu. „Możesz ich nie zauważać, aż do dnia, w którym zeżrą spory kawał ściany i dom się zapadnie” – mówi. Według niego jedynym wyjściem z tej sytuacji jest daleko idące ograniczenie wydatków państwa i utrzymywanie stałej podaży pieniądza skorygowanej wyłącznie o wskaźnik wzrostu gospodarczego. Przyznaje szczerze, że to nie jego pomysł, tylko znanego ekonomisty Miltona Friedmana.
Ciekawe poglądy, nieprawdaż? Tym, który nie bał się ich wygłosić, był Richard Dennis, jeden z najsłynniejszych i najbardziej skutecznych inwestorów w historii. Facet, który z 400 dolarów zrobił miliony. Jeden z najlepiej rozumiejących zasady funkcjonowania ekonomii i rynków finansowych. Wywiad przeprowadził Jack D. Schwager w połowie 1988 r. Dziś można go przeczytać w książce „Czarodzieje rynku”.
Co było później? Pod koniec 1990 r. inflacja w USA sięgnęła 6,3 proc. i była o 2,3 proc. wyższa niż w momencie przeprowadzania wywiadu. Był to efekt luzowania polityki pieniężnej w USA w latach 1986 – 1988. Recesji nie udało się uniknąć. Nadeszła na przełomie 1990 i 1991 r. Najgorszy był IV kwartał 1990 r., kiedy to gospodarka USA skurczyła się o 3,5 proc.
A co jest najśmieszniejsze? To, że po dwudziestu latach ten wywiad doskonale wpisuje się w obecną sytuację USA. Z tą różnicą, że najniższy poziom głównej stopy procentowej z lat 80. to niecałe 6 proc. Tymczasem od końca 2008 r. pozostaje ona na poziomie 0,25 proc. A poziom amerykańskiego długu publicznego w relacji do PKB urósł od tamtej pory z około 59 proc. do 103 proc.
Od września 1981 r. termity zadłużenia podgryzają dom Amerykanów. Wtedy dług w relacji do PKB był na najniższym poziomie od początku II wojny światowej (32,5 proc.). Czy Fed rzuci im na pożarcie dolary? Historia pokazała już, że to ich nie powstrzyma. I że niczego się od niej nie nauczyli.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama