O tym, że Polsce potrzebne są alternatywne wobec kierunku wschodniego źródła dostaw gazu, przekonywać chyba nikogo nie trzeba.
O tym, że szansą na rozwiązanie tego problemu jest gaz łupkowy, też wie już chyba niemal każdy Polak. Nie dziwi też, że co jakiś czas pojawiają się w Europie raporty czy wypowiedzi mówiące o szkodliwości wydobycia takiego surowca. Są firmy, którym gaz łupkowy zdecydowanie popsułby interesy prowadzone w naszym kraju.
Dziwi mnie inna sprawa. Niedawno pisaliśmy np. o absurdalnych regulacjach koncesyjnych, które nakazują firmom mającym koncesje wydobywcze określić, na jakiej głębokości będą wiercić (kto jest w stanie to stwierdzić jeszcze przed uruchomieniem wiertła?!). Teraz okazuje się, że bez zmiany przepisów niemożliwe są alianse polskich spółek z zagranicznymi partnerami branżowymi, a przecież bez doświadczenia i kapitału tych drugich Orlen czy PGNiG na poważnie projektu łupkowego nie będą w stanie zacząć.
Entuzjazmu w branży nie wywołuje też brak szczegółów, jak miałby wyglądać podatek od wydobycia gazu z łupków, na temat którego na razie tylko się spekuluje. Jeśli dodać do tego, że wciąż nie mamy pełnomocnika ds. gazu łupkowego, który mógłby zająć się porządkowaniem wyżej wymienionych spraw, zaczynam się obawiać, że największym wrogiem wydobycia gazu łupkowego w Polsce jesteśmy my sami.