Linia konfliktu przebiegająca między zwolennikami oszczędzania a zwolennikami wzrostu nie uległa po spotkaniu w Camp David zmianom - czytamy w artykule opublikowanym w poniedziałkowym wydaniu monachijskiej gazety.
"Po jednej stronie znajdują się Niemcy, po drugiej reszta świata" - stwierdza autor komentarza. Jego zdaniem Unia Europejska stała się "najbardziej niebezpiecznym punktem zapalnym gospodarki światowej", a kanclerz Niemiec Angela Merkel postrzegana jest jako "główna odpowiedzialna" za tę sytuację - "na dobre i na złe".
Najważniejsi sojusznicy Niemiec, Francja i USA, uważają, że pomysł na rozwiązanie kryzysu musi nadejść właśnie z Berlina. Jednak Merkel, prowadząc politykę żelaznej dyscypliny finansowej, zaostrza tylko kryzys - ocenia "SZ". "Polityka Merkel cieszy się w Niemczech wielką popularnością, jednak na arenie międzynarodowej kanclerz jest pod tym względem izolowana" - czytamy. Kurs Merkel uważany jest za "wielki błąd".
Gazeta przypomina, że dwa lata temu na szczycie G20 w Toronto Merkel zdołała przeforsować swój postulat, by kraje uprzemysłowione zredukowały do roku 2013 o połowę deficyt budżetowy. Wówczas postulat Merkel wspierał brytyjski premier David Cameron. Jednak Cameron swoją polityką oszczędzania doprowadził Wielką Brytanię do recesji i stracił wiarygodność. Francja ma natomiast nowego prezydenta Francois Hollande'a, który wygrał wybory dzięki wspaniałomyślnym obietnicom wzrostu.
Niemiecki rząd powinien - z powodów politycznych i merytorycznych - zdecydować się na konkretne posunięcia służące wspieraniu wzrostu gospodarczego. Prezydent Hollande i tak przeforsuje, jeżeli będzie to konieczne w brutalny sposób, swoje pomysły na politykę wzrostu. Niemcy i Francja muszą znaleźć nową równowagę, aby móc dalej funkcjonować jako "serce europejskiej polityki antykryzysowej".
"SZ" przyznaje, że UE początkowo postawiła Grecji, Hiszpanii i Portugalii zbyt wygórowane cele oszczędnościowe. "Cele były zbyt ambitne i nie mogły być, zakładając nawet dobrą wolę, zrealizowane. Grecji grozi teraz polityczny chaos". Jak podkreśla komentator, ludzie potrzebują trochę nadziei, "konkretnego znaku, że wyrzeczenia kiedyś się opłacą".
"Niemcy nie powinny wdrażać nowych wielkich programów nakręcania koniunktury. Berlin musi jednak umożliwić politykę prowzrostową w Europie. Oto przesłanie szczytu w Camp David 2012" - czytamy w konkluzji komentarza w "Sueddeutsche Zeitung".