Jeśli sytuacja w Grecji jest tylko pretekstem dla rynków, to wkrótce stanie się ona - lub już się stała - pretekstem dla polityków dla usprawiedliwienia trudnej sytuacji w swoich krajach. Los Grecji jest właściwie przypieczętowany. Przywódcy europejscy nie mogą jej pomóc, bo co się stanie jeśli okaże się, że uratowanie Grecji przed bankructwem niczego nie zmienia w sytuacji np. Hiszpanii, Włoch czy Francji? Politycy europejscy potrzebują dziś kozła ofiarnego, na którego będzie można zrzucić odpowiedzialność za stan własnych finansów publicznych.
Tymczasem inwestorów raczej nie Grecja niepokoi, lecz wciąż obecne echa piątkowej oceny KE, która uznała, że w przyszłym roku deficyt budżetowy Hiszpanii utrzyma się na wysokim poziomie (mimo wdrożonych reform). To dla inwestorów sygnał do niepokoju, ponieważ realizacja tej prognozy oznaczałaby, że Hiszpanię czekają dalsze cięcia wydatków, a to zmniejsza szansę na wzrost gospodarczy. Stąd to raczej Hiszpania jest głównym źródeł obaw globalnych inwestorów, zaś Grecja występuje tu głównie w charakterze dodatkowego pretekstu.
Rentowności 10-letnich obligacji Hiszpanii wspięły się dziś na 6,3 proc. (zyskując tylko dziś 27 pkt bazowych) po raz pierwszy od ponad pięciu miesięcy. Włoskie papiery zyskały dziś na rentowności 22 pkt bazowe docierając do 5,7 proc.
Rynki akcji oczywiście musiały zapłacić rachunek za zamieszanie na rynku długu. Indeksy w Paryżu, Londynie czy Frankfurcie traciły po ok. 2 proc. (osiągając najniższe poziomy od grudnia), natomiast w Madrycie i Mediolanie straty sięgały 3 proc.
Warszawski WIG20 tracił 2 proc. krótko po 17, przy spadających kursach całej dwudziestki. Najmniej, niemal symbolicznie, przeceniano papiery Asseco Polska - to nagroda za publikację dobrych wyników. Po 3,6 proc. traciły natomiast papiery TVN i Handlowego.Na szerokim rynku na jedną akcję zyskującą na wartości, przypadało sześć, które traciły.
Na dziennym wykresie WIG20 przebił wsparcie w postaci linii pociągniętej po dołkach z ostatnich dziewięciu miesięcy, co może okazać się wstępem do ruchu w dół nawet o 300 punktów i zmiany długoterminowego trendu z bocznego na spadkowy. Pewne nadzieje można wiązać jeszcze z minimami z ostatnich miesięcy, to jest z okolicami 2100 i później 2040 pkt. Zarówno WIG20 jak i WIG mają wartości najniższe od połowy stycznia, co oznacza także, że indeksy przekroczyły także wartości z zamknięcia 2011 roku.