Wzmocnienia europejskiej "zapory ogniowej" - jak nazywane są fundusze ratunkowe - domaga się większość państw strefy euro, jak również Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz kraje G-20. Od spełnienia tego warunku uzależniają one swoją zgodę na zwiększenie funduszu pożyczkowego MFW do 600 mld dolarów, czego z kolei chcą Niemcy.
"Według źródeł rządowych w Berlinie kanclerz nie uważa, że wzmocnienie EMS jest konieczne z +materialnego+ punktu widzenia. Ale reszta świata zajęła sztywne stanowisko, iż zwiększenie EMS jest potrzebne ze względów psychologicznych" - pisze "Sueddeutsche Zeitung". "Nie zdołamy stale opierać się tym naciskom" - powiedzieli rozmówcy niemieckiego dziennika.
Według gazety decyzja powinna zapaść pod koniec marca. Jest możliwe, że Europejski Mechanizm Stabilizacyjny, który wejdzie w życie latem, oraz aktualny Europejski Fundusz Stabilizacji Finansowej będą przez rok obowiązywać równolegle. Według dotychczasowych uzgodnień EMS miał latem zastąpić EFSF.
Dzięki połączeniu obu funduszy ratunkowych strefa euro będzie dysponować kwotą około 750 mld euro na wsparcie zadłużonych krajów. "W takim przypadku Niemcy będą musiały przekazać do EMS 22 mld euro kapitału podstawowego oraz wziąć na siebie gwarancje w wysokości 280 mld euro. Dotychczas granica wysokości gwarancji wynosiła 211 mld euro" - pisze "Sueddeutsche Zeitung".
Z powodu zastrzeżeń Berlina odnośnie propozycji zwiększenia funduszy ratunkowych zrezygnowano z zorganizowania w czwartek szczytu strefy euro. W poniedziałek Merkel powiedziała w Bundestagu, że obecnie nie widzi potrzeby dyskutowania o zwiększeniu EMS, który ma wynosić 500 mld euro. Zapewniła jednak, że Niemcy są gotowe przyspieszyć wpłatę swojego udziału w EMS; jeszcze w tym roku Berlin mógłby przekazać połowę swojego wkładu gotówkowego, czyli 11 mld euro, resztę zaś - w przyszłym roku.
"Warunkiem jest jednak, że podobnie postąpią pozostałe kraje strefy euro" - powiedziała niemiecka kanclerz.