Krotka odpowiedź brzmi “Nie”. Strefa euro jest bowiem obecnie bardziej podatna na grecką katastrofę niż kiedykolwiek w przeszłości – podkreśla Bloomberg.
Do niedawna europejscy oficjele z miejsca odrzucali koncepcję wyjścia Grecji z Eurolandu, jako rzecz nie do pomyślenia. Zakładali, że taki krok doprowadzi do gwarantowanej katastrofy. Poza kwestią horrendalnych komplikacji prawnych, wycofanie się ze strefy jednego z krajów zrodziłoby obawy, że kolejne rezygnacje mogą doprowadzić już tylko do upadku euro. Takie obawy mogłyby się stać samospełniającym się scenariuszem w sytuacji, gdy zamieszanie na rynkach przyćmiłoby kwestię finansów poszczególnych rządów.
Ale teraz przedstawiciele Niemiec i innych krajów z Europy Północnej twierdzą, że uporządkowane bankructwo Grecji i jej powrót do drachmy wcale nie jest czymś niewyobrażalnym. W zeszłym tygodniu Wolfgang Schaeuble, niemiecki minister finansów powiedział, że obecnie strefa euro jest lepiej przygotowana niż w przeszłości na potencjalne reperkusje. Podobnie oświadczył szef resortu finansów Luksemburga Luc Friedin, co oczywiście może być blefem mającym na celu wywarcie presji na przywódców Grecji, żeby zaakceptowali bardziej drastyczne posunięcia oszczędnościowe.
Pozornie Europa rzeczywiście wygląda dzisiaj na bardziej uodpornioną niż kilka miesięcy temu. Ale – podkreśla Bloomberg – to poprawa głównie natury kosmetycznej do czego walnie przyczynił się gigantyczny zastrzyk taniego pieniądza z EBC dla banków komercyjnych regionu. W istocie trwa ucieczka kapitału z najbardziej zadłużonych krajów. Pod koniec grudnia roszczenia banków centralnych Eurolandu pod adresem banku centralnego Włoch wyniosły prawie 200 mld euro, wobec 89 mld euro w październiku i zaledwie 19 mld euro w lipcu.
Ten trend pokazuje jak krucha jest sytuacja w strefie euro. Jeśli inwestorzy i posiadacze rachunków bankowych już dostrzegają różnice między depozytami w euro we Włoszech i podobnymi depozytami w Niemczech, istnieje poważne niebezpieczeństwo, że wyjście Grecji ze strefy euro zainicjuje run na banki oraz zamrozi rynki rządowych papierów dłużnych. A jeśli zaatakowane zostaną tak duże gospodarki, jak Włochy, Hiszpania, czy nawet Francja, pytanie nie będzie polegać na tym, czy niemiecki podatnik zechce wyłożyć na pomoc ratunkową , jak w przypadku Grecji, ale czy będzie go na to stać.
Dlatego utrzymanie wspólnej waluty będzie kosztowne – przywódcy w Europie muszą na przykład zdać sobie sprawę, że Grecja i Portugalia potrzebują jeszcze znacznie więcej pomocy – ale ten wybór i tak będzie znacznie tańszy niż jego alternatywa, czyli rozpad euro – twierdzi agencja Bloomberg.