Nowelizacja ustawy o finansach publicznych ma zniechęcić do spekulacji na naszej walucie co roku ostatniego dnia grudnia.
Nowelizacja ustawy o finansach publicznych ma zniechęcić do spekulacji na naszej walucie co roku ostatniego dnia grudnia.
Odliczanie od wielkości długu publicznego rządowych lokat i wykorzystywanie średniorocznego kursu złotego do przeliczania zagranicznego zadłużenia rzeczywiście zmniejszy ryzyko przekroczenia progów ostrożnościowych. To opinie ekonomistów, które zebraliśmy po przedstawieniu przez wiceministra finansów Dominika Radziwiłła pomysłów MF na zmiany w sposobach obliczania długu. Eksperci dodają jednak, że problemu narastania długu w dłuższym czasie takie zabiegi raczej nie rozwiążą.
O co chodzi MF? Resort chce do wyliczania wielkości długu publicznego stosować średni kurs z całego roku, a nie tylko kurs z ostatniego dnia. Zgodnie z planem sankcje zapisane w ustawie o finansach publicznych byłyby uruchamiane, gdyby przy zastosowaniu obu metod dług przekroczył poziom 55 proc. PKB. Dodatkowo wielkość zadłużenia miałaby być pomniejszana przez środki z lokat i rachunków bieżących MF.
Takie zmiany dotyczyłyby tylko zadłużenia wyliczanego metodologią krajową, bo progi ostrożnościowe są zapisane tylko w polskich przepisach. W prawie unijnym jest jeden poziom alarmowy – czyli dług na poziomie 60 proc. PKB. Taką wartość ustalono jako element fiskalnego kryterium z Maastricht.
Resort finansów, modyfikując zasady uruchamiania sankcji za przekraczanie progów, chce ograniczyć ryzyko związane z narastaniem długu. A jest o co walczyć, bo przy wzroście ponad poziom 55 proc. PKB budżet w praktyce trzeba równoważyć. I to przy zastosowaniu takich metod jak ograniczenie waloryzacji emerytur i rent oraz zamrożenie płac w budżetówce.
Mimo to Adam Czerniak, ekonomista Kredyt Banku, krytykuje plany MF. Jego zdaniem odliczanie lokat od wielkości długu zaciemnia obraz i nie rozwiązuje problemu, jakim jest narastanie zadłużenia. Jeszcze mniej podoba mu się pomysł stosowania średniorocznego kursu złotego przy obliczaniu wartości części zagranicznej długu. – Stosowanie kursu, który nam w danym momencie bardziej pasuje, to jest już przesada. Możemy sobie wyobrazić sytuację, że za chwilę ktoś powie, że skoro przy średniorocznym kursie nie udało się uniknąć przekroczenia progu, to może weźmy średni kurs tylko z IV kwartału albo z ostatnich dwóch tygodni – mówi Adam Czerniak.
Ekonomista Kredyt Banku przyznaje, że uzależnienie wielkości zadłużenia od kursu tylko z jednego dnia może powodować napięcia na rynku. Widać to było pod koniec 2010 i 2011 r., gdy presja na osłabienie złotego była duża. Bank Gospodarstwa Krajowego, działając na zlecenie MF, wymieniał środki unijne bezpośrednio na rynku, co miało osłabić ten trend. Dodatkowo interweniował Narodowy Bank Polski.
Wiktor Wojciechowski, ekonomista Invest-Banku, uważa, że pomysł z kursem średniorocznym wyeliminuje to ryzyko. – To ma sens, bo zmniejsza ryzyko spekulacji. Takie rozwiązanie może zniechęcić do gry na osłabienie złotego – mówi. Jego zdaniem pomysł z lokatami też nie jest zły, bo daje ministerstwu większą elastyczność w emisjach obligacji. MF mogłoby bardziej wykorzystywać dobre warunki na rynku i zwiększać podaż papierów, co nie przekładałoby się automatycznie na wzrost zadłużenia. Pieniądze ze sprzedaży obligacji trafiałyby na lokaty.
– Potrzeby pożyczkowe należy prefinansować, gdy jest ku temu okazja. Dlatego pomysł, by środki na lokatach pomniejszały wartość zadłużenia, wydaje się sensowny – mówi. Jednak i on ocenia, że w dłuższym czasie narastania długu to nie zahamuje.
A co na to inwestorzy zagraniczni, którzy są dziś głównym kupującym polskie obligacje? MF deklaruje, że konsultowało z nimi propozycje i nie mają do nich zastrzeżeń.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama