Według tych źródeł Berlin jest przekonany, że dojdzie do kompromisu w spornej sprawie udziału państw spoza eurolandu w szczytach strefy wspólnej waluty w charakterze obserwatorów. O taką możliwość zabiega Polska.
Jak ocenił w czwartek wysoki rangą niemiecki urzędnik sprawa ta jest "względnie prosta". "Oczywiście kraje, które jeszcze nie przystąpiły do strefy euro, ale podpiszą pakt fiskalny, będą mogły uczestniczyć w obradach szczytów, gdy będą omawiane tematy dla nich istotne. Jednocześnie tak samo oczywiste jest, że w sprawach takich jak ratowanie Grecji albo porównywalnych państwa strefy euro będą naradzały się między sobą" - powiedział urzędnik.
Jak dodał, możliwe jest znalezienie sformułowania, które pogodzi oba punkty widzenia. "To jest zadanie (duńskiej) prezydencji. Nie mam wątpliwości, że osiągnięte zostanie rozwiązanie odpowiednie dla wszystkich" - ocenił.
Polska zabiega, by kraje spoza strefy euro mogły - jako obserwatorzy - uczestniczyć we wszystkich posiedzeniach szczytów euro (na poziomie przywódców) i eurogrupy (na poziomie ministrów finansów). Dopiero ostatnia wersja dokumentu otwiera możliwość uczestniczenia w szczytach euro, ale nie we wszystkich (przynajmniej raz w roku) oraz pod warunkiem wdrażania reguł paktu.
Premier Donald Tusk powiedział, że Polsce będzie trudno podpisać pakt fiskalny, jeśli doprowadzi on do podziału UE na dwa kluby. Tusk oświadczył, że nie zaakceptujemy modelu, który w ważnych sprawach będzie łamał solidarność wszystkich krajów UE.
Według niemieckich źródeł rządowych w trakcie negocjacji nad paktem fiskalnym uzgodniono rozwiązania o centralnym znaczeniu dla Niemiec. Dotyczą one wprowadzenia do narodowego prawa państw członkowskich reguły wydatkowej, zakładającej, że roczny deficyt strukturalny nie może przekraczać 0,5 proc. nominalnego PKB oraz procedury sankcji za nadmierny deficyt.
Berlin chce też, aby państwa członkowskie "przyjrzały się" propozycji dotyczącej możliwości zaskarżania do Trybunału UE państw nierespektujących reguły wydatkowej. Propozycja ta przewiduje, by Komisja Europejska mogła kontrolować, czy kraje członkowskie "adekwatnie wdrożyły regułę wydatkową". Jeśli KE stwierdziłaby, że jakieś państwo nie wywiązało się z zobowiązań, to pozostałe kraje (bądź nawet jeden kraj) wnosiłyby skargę do Trybunału UE.
Według źródeł w Berlinie poniedziałkowy szczyt UE ma być poświęcony jednak przede wszystkim debacie o wzmocnieniu wzrostu gospodarczego i zatrudnienia, w tym szczególnie walce z bezrobociem wśród młodzieży; taki temat spotkania szefów państw i rządów sprecyzował w swoim zaproszeniu na szczyt przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy.
Berlin uważa, że "bez reform strukturalnych w krajach UE się nie obędzie". "Są reformy, które nie wymagają nakładów finansowych, a jedynie politycznej odwagi. Trwały wzrost to nie jest coś, co można kupić za publiczne pieniądze" - powiedział pragnący zachować anonimowość przedstawiciel niemieckiego rządu.
Niemcy uważają też, że na pobudzenie wzrostu gospodarczego należałoby przeznaczyć niewykorzystane środki z unijnych funduszy strukturalnych. Jak tłumaczyli niemieccy urzędnicy, chodzi o bardziej efektywne wykorzystanie pieniędzy, przysługujących poszczególnym państwom w ramach budżetu UE, a konkretne propozycje w tej dziedzinie powinny wypracować same te państwa wraz z Komisją Europejską.
Zdaniem źródeł zbliżonych do niemieckiego rządu tematem szczytu w poniedziałek nie będzie ewentualne zwiększenie planowanego Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (EMS), przeznaczonego na pomoc zadłużonym krajom strefy euro. Wartość EMS, który wejdzie w życie latem tego roku, ma sięgać 500 mld euro. O jego zwiększenie zaapelował premier Włoch Mario Monti, a także Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Berlin odrzuca na razie te żądania.
W poniedziałek tuż przed rozpoczęciem szczytu UE odbędą się konsultacje kanclerz Niemiec Angeli Merkel z premierem Montim oraz prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym.