Ukraina szykuje się do rozmów z Gazpromem i po raz pierwszy od lat w negocjacjach o cenie za rosyjski gaz przyjmuje pozycję ofensywną. Celem ruszających dziś w Moskwie pertraktacji jest obniżenie ceny, dzisiaj jednej z najwyższych w Europie, wynoszącej ponad 400 dol. za 1 tys. metrów sześc. Kijów zamierza ją zbić poniżej poziomu 250 dol.
Ukraińcy stawiają sprawę jasno: rewolucja technologiczna w USA i wydobycie gazu z łupków zwiększyło podaż surowca na świecie i obniżyło jego cenę. Do tego nad Dnieprem jest łagodna zima i spore zapasy błękitnego paliwa w podziemnych zbiornikach. Przeciąganie rozmów ma doprowadzić do tego, że Rosja sama pozwie Ukrainę przed międzynarodowy trybunał arbitrażowy w Sztokholmie.
– Kijów ma w ręku argumenty: ogromne zapasy gazu, 26 razy większe od rocznej konsumpcji surowca (ok. 1,3 bln m sześc.) – mówi DGP rosyjski ekspert Michaił Krutichin. Do tego Ukraina rozważa możliwość zakupu gazu na rynku spotowym, a do tego, wspólnie z Shellem, realizuje projekt budowy trzech zakładów gazyfikacji węgla. Największe znaczenie dla Ukraińców ma jednak fakt, że w ciągu trzech lat, jakie minęły od momentu podpisania umowy gazowej z Gazpromem w styczniu 2009 roku, pozycja Moskwy na światowych rynkach uległa osłabieniu. Jak szacuje agencja Reuters, nadpodaż tego surowca w samej tylko Europie wyniesie w tym roku 60 mld m sześc.
Ukraińcy chcą uzyskać od Rosjan pisemną gwarancję zapełnienia gazem swoich rurociągów, co w praktyce oznaczałoby rezygnację Moskwy z budowy gazociągu South Stream. Ponadto ukraiński minister energetyki Jurij Bojko zapowiedział zmniejszenie ilości kupowanego od Rosjan gazu o połowę. Kijów ostrzega, że zamiast przewidzianych kontraktem 52 mld m sześc., odbierze tylko 27 mld.
Gazprom dowodzi jednak, że podobny krok łamie obowiązującą na mocy kontraktów gazowych zasadę „take-or-pay”, przewidującą kary, jeśli Ukraina odbierze mniej niż 33,3 mld m sześc., usiłując zmusić Moskwę do skierowania skargi do Sztokholmu. Sąd jednak ocenia spór z punktu widzenia ekonomii, a nie polityki. Kijów może zyskać w trybunale sojusznika, a zarazem gwarancję, że kolejne spory energetyczne nie zostaną przez Rosjan połączone z żądaniami politycznymi.
Trudno jednak ukryć fakt, że cała sprawa ma wyraźny podtekst polityczny. Rosja uzależnia obniżenie ceny gazu dla Ukrainy od przekazania w ręce Gazpromu rurociągów. W ten sposób – po przejęciu w zeszłym roku brakujących 50 proc. akcji białoruskiego Biełtranshazu – Rosja całkowicie uniezależniłaby się od państw tranzytowych. Moskwa zyskałaby też potężne narzędzie kontroli całych sektorów ukraińskiej gospodarki. Dlatego Kijów wyklucza podobny wariant. Ukraina mogłaby się zgodzić najwyżej na utworzenie trójstronnego konsorcjum, w którym Rosjanie, Europejczycy i Ukraińcy mieliby zbliżone siły. Kijów proponuje Moskwie 34 proc. akcji. Bruksela miałaby przejąć kolejnych 33 proc. Wartość ukraińskiego systemu gazowego przekracza 20 mld dol.