"W 2011 roku daliśmy sobie radę (z ceną gazu), ale w 2012 roku chcemy ten problem rozwiązać" - powiedział premier na konferencji prasowej, na której mówił o działalności swego rządu w ubiegłym roku i planach na przyszłość.
Azarow uprzedził, że władze w Kijowie nie pójdą na jednostronne ustępstwa wobec Rosji, która dąży do przejęcia kontroli nad ukraińskimi gazociągami. "Rozmowy są trudne, ale ani prezydent (Wiktor Janukowycz), ani rząd nie idzie na ustępstwa za cenę interesów narodowych. O żadnych ustępstwach nie może być mowy. Właśnie z tego względu negocjacje idą tak ciężko" - zaznaczył Azarow.
Szef rządu powtórzył, że kwestia rosyjskiego gazu mogłaby być rozwiązana jedynie drogą powołania trójstronnego konsorcjum ds. zarządzania ukraińskimi rurociągami z udziałem Ukrainy, Rosji i Unii Europejskiej.
"Bez właściciela gazu - Rosji - i bez kupca (UE) nigdy nie osiągniemy porozumienia i nie uzyskamy długookresowych gwarancji dla naszego systemu przesyłania gazu. A są to dla nas ogromne wydatki, gdyż musimy utrzymywać tę machinę, która powstała, by transportować 150 mld metrów sześciennych gazu. Jeśli nie wykorzystuje ona całej swej mocy, my ponosimy straty" - powiedział Azarow.
Ukraina płaci obecnie za 1000 metrów sześciennych rosyjskiego gazu 416 dolarów, co - zdaniem Kijowa - jest najwyższą stawką, którą Rosjanie otrzymują za ten surowiec w Europie. Ukraińcy uważają, że sprawiedliwą ceną byłoby 300 dolarów.
W ubiegłym tygodniu ukraińskie władze zapowiedziały, że ze względu na brak zgody Rosji na obniżkę cen gazu zmuszone są ograniczyć jego odbiór o połowę. Zamiast przewidzianych w umowach 52 mld metrów sześciennych paliwa w bieżącym roku Kijów kupi od Moskwy tylko 27 mld - podano.
Media zaczęły wówczas pisać, że między Rosją a Ukrainą może wybuchnąć kolejna wojna gazowa. Do poprzedniej doszło na przełomie 2008 i 2009 roku. W jej wyniku na dwa tygodnie wstrzymano wtedy dostawy błękitnego paliwa z Rosji przez Ukrainę do państw Europy Zachodniej, w tym do Polski.
Przed trzema laty konflikt rozwiązano po porozumieniu ówczesnej premier Ukrainy Julii Tymoszenko z premierem Rosji Władimirem Putinem. To właśnie wtedy podpisane zostały umowy, które obecne władze ukraińskie uważają za skrajnie niekorzystne dla swej gospodarki.
Za nadużycia, do których doszło przy zawieraniu kontraktów gazowych w 2009 roku, Tymoszenko została skazana na siedem lat więzienia. Choć była premier twierdzi, że sprawa ta ma wymiar polityczny, obecnie odsiaduje ona swój wyrok w żeńskiej kolonii karnej w Charkowie.