Na początku potencjalni partnerzy muszą określić swoje cele
Wielu przedsiębiorców myśl o pojawieniu się nowego współwłaściciela ich firmy przyprawia o dreszcze. Są przyzwyczajeni do tego, że niepodzielnie rządzą i podejmują autonomiczne decyzje. Lubią też osobiście wszystkiego doglądać, jeśli tylko skala firmy na to pozwala.
Wielu przedsiębiorców myśl o pojawieniu się nowego współwłaściciela ich firmy przyprawia o dreszcze. Są przyzwyczajeni do tego, że niepodzielnie rządzą i podejmują autonomiczne decyzje. Lubią też osobiście wszystkiego doglądać, jeśli tylko skala firmy na to pozwala.
Cykl pod honorowym patronatem Ministerstwa Gospodarki
Dopuszczenie obcej osoby fizycznej lub prawnej do firmy oznacza kres takiego rodzaju zachowań. Jednak w kryzysie wpuszczenie obcego kapitału jest często koniecznością. W ten sposób bowiem można uratować firmę przed upadkiem albo zdobyć gotówkę czy know-how, pozwalające na wyprzedzenie konkurentów.
Zewnętrznych inwestorów można dopuścić do firmy na trzy sposoby: odsprzedając udziały prywatnej osobie, funduszowi typu private equity albo poprzez emisję akcji i debiut na rynku giełdowym.
Pierwszy z wymienionych sposobów wcale nie jest najprostszy ani najbezpieczniejszy. Skontaktowanie się z osobą mającą odpowiednie doświadczenie i kapitał oraz namówienie jej do wejścia w dany biznes mogą okazać się trudne. Poza tym bardzo łatwo – już na etapie prowadzenia biznesu wspólnie – o nieporozumienia dotyczące najróżniejszych, nawet najdrobniejszych spraw.
Problem ten znika w przypadku sposobu trzeciego. – Pozyskanie kapitału i inwestorów za pośrednictwem giełdy daje możliwość zachowania większej niezależności. Tym samym nie musimy wiązać się z jednym partnerem i nie jesteśmy tak bardzo zależni od jego postawy – wskazuje Przemysław Fuks, wiceprezes firmy doradczej Eficom.
Ta droga ma także swoje wady. Po pierwsze, załatwienie formalności związanych z debiutem (trzeba m.in. uzyskać akceptację KNF) jest czasochłonne i kapitałochłonne (przygotowanie prospektu emisyjnego idzie zazwyczaj w dziesiątki albo nawet setki tysięcy złotych, w zależności od skali działalności przedsiębiorstwa). – Poza tym rozproszony akcjonariat nie angażuje się zazwyczaj w bieżące działanie firmy – zwraca uwagę Fuks. Czyli przedsiębiorca z rozwojem firmy w dużej mierze będzie musiał wciąż radzić sobie sam. W dodatku będzie miał na karku obowiązki informacyjne, jakie wymusza bycie spółką publiczną. – Do tego dochodzi niestabilność kursu akcji własnego przedsiębiorstwa i wiążące się z tym skutki – dodaje Fuks.
Spora część ekspertów wskazuje więc na opcję numer dwa – czyli pozyskanie na partnera funduszu private equity lub inwestora branżowego – jako najlepsze rozwiązanie. Współpraca z funduszem inwestycyjnym trwa zazwyczaj 5 – 7 lat. Tyle dają sobie zwykle te podmioty na zbudowanie wartości firmy i odsprzedanie jej papierów z zyskiem. Problem w tym, że fundusze tego typu zazwyczaj chcą obejmować pakiety kontrolne akcji lub bardzo znaczące (blisko 50-proc.). To wiąże się z umieszczeniem reprezentacji funduszu w zarządzie i radzie nadzorczej. Jednak dzięki temu dotychczasowy właściciel firmy otrzymuje nie tylko odpowiedni zastrzyk kapitału, lecz także bezpłatne doradztwo w strategicznych kwestiach, pomoc w bieżącym zarządzaniu firmą, układaniu planów biznesowych, analizie rynku.
Fuks nie wskazuje jednoznacznie, który sposób z wymienionych jest najlepszy dla przyszłości firmy. – Kluczowe jest, by na samym początku obydwaj potencjalni partnerzy jasno i precyzyjnie określili swoje długoterminowe cele – mówi wiceprezes Eficom.
Private equity: raz pomaga, a raz nie
Pozytywnymi przykładami wejścia funduszu private equity do polskich firm są inwestycje Enterprise Investors w Lukas Bank czy Polfę Kutno.
W latach 1997 – 2001 Lukas Bank tak urósł, zwiększając akcję kredytową, że fundusz wyszedł z 250 mln zł zysku (odsprzedał akcje grupie Credit Agricole).
Fundusz również z Polfy Kutno zrobił maszynkę do zarabiania pieniędzy – w 1995 r. zainwestował w tę firmę 35 mln zł. W 2003 r. zanotowała zysk wyższy o niemal 700 proc. niż w 2000 r. Fundusz wyjął z inwestycji 300 mln zł.
Zdarzają się jednak przypadki, gdy wejście funduszu nie pomogło firmie. Mało kto dziś pamięta już o projektach internetowych sprzed kilku lat, takich jak Monetto.pl czy Belysio.com, w które zainwestowały – odpowiednio – fundusze IIF oraz MCI Management.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama