Podzielam ostatnie prognozy głównych międzynarodowych instytucji: Komisji Europejskiej, OECD oraz MFW, które mówią, że to, co jest wysoce prawdopodobne w krajach wysokorozwiniętych w 2012 r., to nie duża recesja, lecz spowolnienie gospodarcze czy wręcz (niemal) stagnacja, a następnie powrót do umiarkowanego tempa wzrostu w roku 2013 i później - mówi Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.

Prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC

Jeżeli w 2012 r. wzrost gospodarczy w UE będzie w obszarze między -1 a +1 proc., oczekiwałbym, że wzrost PKB w Polsce wyniesie około 2 do 3 proc, może nawet bliżej 2 niż 3 proc. Wariant recesyjny ministra Rostowskiego jest, jak sądzę, bardzo mało prawdopodobny.

Podsumowanie mijającego roku

Rok temu, przy podobnej, świąteczno-noworocznej, okazji pisałem, że 2011 rok „to okres dalszej stopniowej poprawy koniunktury, ale jeszcze nie boomu gospodarczego”. Stąd prognozowałem dla Polski „wzrost PKB między 4 a 4,5 proc., niewielki spadek stopy bezrobocia rejestrowanego z około 12 proc. do około 11,5 proc., wzrost wydatków inwestycyjnych w środki trwałe w tempie 5-8 proc., wzrost średniej płacy nominalnej w gospodarce narodowej w tempie około 5 proc. Chociaż nie mamy jeszcze ostatecznych danych GUS-u za cały rok, to te dane jakimi dysponujemy są zgodne niemal w 100% z tą prognozą. W szczególności wzrost PKB wyniósł w 2011 r. około 4,2 proc. Moja prognoza dotycząca inflacji CPI okazała się nieco mniej poprawna. Inflację tę prognozowałem bowiem na 3-3,5 proc., podczas gdy w rzeczywistości była ona przez cały rok w obszarze 4-5 proc. Tym niemniej, RPP podwyższyła stopy procentowe NBP o 100 punktów, co mieściło się w mojej prognozie wzrostu o 75-100 punktów bazowych. A więc także monetarna część mojej prognozy sprawdziła się wyjątkowo dobrze.

W sferze realnej 2011 r. był dobry nie tylko w Polsce. Gospodarki w grupie krajów wschodzących, przede wszystkim Chiny, Indie, Brazylia i Turcja – rozwijały się w bardzo wysokim tempie 6-9 proc. rocznie. W Europie dobry rok miała także gospodarka niemiecka. W Stanach Zjednoczonych koniunktura poprawiała się powoli, ale dość systematycznie. Tym niemniej, znaczne zacieśnienie polityki fiskalnej w krajach UE, niezbędne teraz i sprzyjające rozwojowi na dłuższą metę, spowodowało pogorszenie koniunktury gospodarczej w szeregu krajów UE, także w Niemczech, w drugiej połowie roku.

W rezultacie wzrosło tzw. ryzyko makroekonomiczne na globalnych rynkach finansowych. W dalszej konsekwencji doszło do dużego spadku indeksów giełdowych na całym świecie oraz odpływu światowego kapitału portfelowego z niemal wszystkich krajów, zwłaszcza tzw. rynków wschodzących, do kilku najbardziej wiarygodnych: USA, Japonii, Niemiec i Szwajcarii. Dalszym skutkiem było osłabienie walut oraz wzrost rentowności skarbowych papierów wartościowych krajów o mniejszej wiarygodności, m.in. Polski. Dla strefy euro szczególnie niebezpieczne są: duży wzrost kosztów obsługi długu publicznego we Włoszech i Hiszpanii, oczekiwana recesja gospodarcza w tych i paru innych krajach oraz potencjalna możliwość ponownego kryzysu w europejskim systemie bankowym.

Prognoza 2012

W tym kontekście pojawiły się następujące pytania:

1. Czy dużej części gospodarki światowej zagraża ponownie recesja w skali zbliżonej do tej sprzed 2-3 lat?
2. Czy strefie Euro zagraża rozpad, a w konsekwencji recesja w skali raczej sporo większej niż 2-3 lata temu?
3. Czy tym razem Polska nie uniknie recesji w 2012 r.?

Duża niepewność dotycząca perspektyw rozwojowych i wypłacalności niektórych krajów strefy euro oraz samej strefy pobudza teraz pesymizm wśród przedsiębiorców i gospodarstw domowych, a w konsekwencji zwiększa ostrożność w kreowaniu popytu inwestycyjnego i konsumpcyjnego. To stwarza ryzyko pojawienia się czegoś w rodzaju reakcji łańcuchowej, której ostatecznym rezultatem może być silna dekoniunktura, nawet głęboka recesja.

Takiego rozwoju wydarzeń nie można całkowicie wykluczyć. Ale politycy, a szczególnie premierzy i ministrowie finansów, nie powinni swoimi działaniami lub ich brakiem, a także wypowiedziami, zwiększać szansy realizacji takiego czarnego scenariusza. Z kolei ekonomiści powinni wykazać dużą ostrożność w swoich ocenach analitycznych i publicznych interpretacjach.





Sam podzielam ostatnie prognozy głównych międzynarodowych instytucji: Komisji Europejskiej, OECD oraz MFW. Te prognozy mówią, że to, co jest wysoce prawdopodobne w krajach wysokorozwiniętych w 2012 r., to nie duża recesja, lecz spowolnienie gospodarcze czy wręcz (niemal) stagnacja, a następnie powrót do umiarkowanego tempa wzrostu w roku 2013 i później.

W odniesieniu do strefy euro ważne działania stabilizacyjne już są podejmowane przez pięć krajów najbardziej dotkniętych kryzysem: Grecję, Irlandię, Portugalię, Włochy i Hiszpanię. Na dłuższą metę ten wysiłek jest najważniejszy. Dużą pomocą w podtrzymaniu tych działań jest powołanie w tych krajach nowych, bardziej odpowiedzialnych rządów. Nowe kroki proponowane są na szczeblu przywódców politycznych całej strefy euro i w trakcie r. 2012 mogą być (powinny być) wprowadzone w życie. Najważniejszym z nich jest unia fiskalna, w połączeniu z niemal automatycznym karaniem za przekroczenie kryteriów z Maastricht. Inne kroki stabilizacyjne to zwiększenie środków w dyspozycji MFW, uruchomienie Europejskiego Funduszu Stabilizacyjnego, dokapitalizowanie banków, wsparcie EBC dla banków, a w przypadku dużego kryzysu zaufania – także krajów, programy pomocowe UE oraz MFW dla krajów pod presją. Te kroki tworzą coś w rodzaju parasola ochronnego dla reform krajowych, które z konieczności muszą być rozłożone w czasie. Pomoc zewnętrzna jest ograniczona i warunkowa, co ogranicza ryzyko pojawienia się dużych moral hazards (pokus nadużycia) oraz podtrzymuje presję w kierunku reform.

Moja odpowiedź na pytanie drugie jest zatem taka, że ryzyko rozpadu strefy euro, chociaż nie zupełnie zerowe, jest jednak na tyle niewielkie, aby traktować je praktycznie jako zerowe. Taki rozpad oznaczałby bowiem ogromne koszty dla wszystkich krajów strefy euro, więc współpraca i działania stabilizacyjne powinny być – i najprawdopodobniej będą – na odpowiednim poziomie. Ale realna unia fiskalna jeszcze przez wiele lat, a być może zawsze, to nie to samo co unia monetarna. Polityka fiskalna będzie bowiem nadal w rękach narodowych parlamentów i rządów, a nie w rękach Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej czy nawet Rady UE. W takiej sytuacji rola dla międzypaństwowej, fiskalnej solidarności jest i będzie mocno ograniczona. Natomiast duża rola przypadnie fiskalnemu dyscyplinowaniu, podporządkowanemu ścisłej realizacji Traktatu z Maastricht.

Kondycja banków w Europie jest teraz dużo lepsza niż była trzy lata temu. Stosunkowo niewielkie dokapitalizowanie niektórych z nich wystarczy. W skali globalnej trzy kraje i ich gospodarki pełnią nadal rolę bardzo silnej kotwicy stabilizacyjnej: Stany Zjednoczone, Japonia i Niemcy. Wiarygodność tych krajów na rynkach finansowych pozostaje wyjątkowo wysoka. Przekłada się ona na duże zaufanie do ich walut, zdolności państwa do obsługi ich długów publicznych oraz siły i zdolności konkurencyjnej ich gospodarek.

Jeżeli w 2012 r. wzrost gospodarczy w UE będzie w obszarze między -1 a +1 proc., oczekiwałbym, że wzrost PKB w Polsce wyniesie około 2 do 3 proc, może nawet bliżej 2 niż 3 proc. Wariant recesyjny ministra Rostowskiego jest, jak sądzę, bardzo mało prawdopodobny.

Znaczną rolę w podtrzymaniu wzrostu odegra silne osłabienie złotego. Rezultatem będzie bowiem spadek importu i znaczny wzrost eksportu netto. Innym rezultatem będzie dobra kondycja finansowa przedsiębiorstw, która przełoży się z kolei na utrzymanie lub nawet pewien wzrost inwestycji prywatnych. Tym niemniej, przy założonym w projekcie budżetu państwa na 2012 r., tempie wzrostu PKB na poziomie 2,5 proc., oczekuję wzrostu stopy bezrobocia o około 1 punkt procentowy oraz tylko niewielkiego wzrostu płac nominalnych, praktycznie zerowego wzrostu płac realnych. Z kolei silne osłabienie złotego podtrzyma inflację na poziomie około 4 proc. średniorocznie, co może powstrzymać RPP przed pójściem w ślady EBC z obniżaniem stóp procentowych.

W drugiej połowie 2012 r. oczekiwałbym jednak odwrócenia trendu w kierunku umocnienia złotego. Dobre wyniki w eksporcie netto, duże transfery do Polski z budżetu unijnego, spadek jednostkowych kosztów pracy oraz poprawa sytuacji fiskalnej powinny bowiem zostać zauważone przez inwestorów międzynarodowych.

Prof. Stanisław Gomułka
główny ekonomista BCC