Dysproporcja cen sprawi, że polskie firmy będą mniej konkurencyjne
Rosnąca nadpodaż gazu na świecie spowoduje, że ceny tego paliwa będą spadać. Niestety, przez najbliższe lata ten trend nie obejmie Polski. Aż do 2022 roku nasz kraj związany jest umową na dostawy drogiego gazu z Rosji.
Rosnąca nadpodaż gazu na świecie spowoduje, że ceny tego paliwa będą spadać. Niestety, przez najbliższe lata ten trend nie obejmie Polski. Aż do 2022 roku nasz kraj związany jest umową na dostawy drogiego gazu z Rosji.
Prognozę, że po 2015 roku cena błękitnego paliwa pójdzie ostro w dół, przygotowała badająca rynek energetyczny firma A.T. Kearney. Największe znaczenie dla spadku ceny gazu ma zmiana sposobu jego dostarczania. Transport rurociągami do Europy znacząco zmniejszył się w ciągu ostatnich dwóch lat. Tymczasem import LNG wzrósł w latach 2009 i 2010 odpowiednio o 11 i 18 mld metrów sześciennych. Tendencja ta jest wynikiem niskich cen LNG, na te zaś wpływ miała globalna nadpodaż gazu ziemnego.
Kluczowe znaczenie miało tu oderwanie się cen gazu w transakcjach spotowych, czyli z natychmiastową dostawą, od cen w kontraktach długoterminowych, w których cenę wyznacza się na podstawie ceny ropy na światowych rynkach.
– Tendencja jest taka, że gaz w transakcjach spotowych tanieje, w oparciu o produkty ropopochodne rośnie ze względu na wysokie ceny na światowych giełdach – mówi Tomasz Chmal, ekspert rynku paliw z Instytutu Sobieskiego.
W niektórych przypadkach różnica jest nawet dwukrotna. Nadpodaż gazu na świecie jeszcze wzrośnie, gdy Stany Zjednoczone uruchomią terminale skraplające gaz wydobywany z łupków. Dziś jego cena w USA waha się między 110 a 150 dol. za 1000 metrów sześciennych.
W Polsce gaz z Rosji pokrywa ponad 60 proc. polskiego zapotrzebowania na to paliwo. A PGNiG kupuje je od Gazpromu za około 400 dol. za 1000 m. sześc. Rosyjski dostawca zapowiedział jeszcze dalsze podwyżki – nawet do 500 dol. – Ta dysproporcja uderzy w polski przemysł. Wysokie ceny energii sprawią, że stanie się ona znacznie mniej konkurencyjna – mówi Janusz Kowalski, ekspert z dziedziny energetyki.
Jego zdaniem najbardziej uderzy to w zakłady azotowe, dla których cena gazu to około 70 proc. kosztów produkcji. Dlatego już teraz zakłady azotowe w Tarnowie przymierzają się do samodzielnego sprowadzania gazu z terminalu LNG, który w 2014 r. ma zostać ukończony w Świnoujściu. Tańszego gazu szuka także Orlen, który rocznie zużywa około 1 mld m sześc. gazu. Na razie zakontraktował 90 mln m sześc. od niemieckich dostawców przez łącze w Lasowie. Na taki krok nie będą mogły sobie pozwolić mniejsze firmy, które w efekcie będą musiały za energię płacić o kilkadziesiąt procent drożej niż ich konkurenci w Europie Zachodniej.
Nowe uwarunkowania w najtrudniejszej sytuacji stawiają PGNiG. Niebezpieczeństwo utraty największych odbiorców przemysłowych może spowodować, że po 2015 firma będzie musiała płacić za ogromne ilości gazu, którego nie będzie w stanie wykorzystać.
Na razie firma stara się zwiększyć wewnętrzny popyt na gaz, inwestując w elektrownie gazowe. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że cena produkowanego w nich prądu również będzie wyższa niż na zachodzie Europy. Po uchwaleniu ustawy o opłatach za eksploatację złóż węglowodorów cena gazu wydobywanego obecnie ze złóż krajowych wzrośnie o kilkadziesiąt procent. PGNiG nie będzie mogło więc tak skutecznie obniżać ceny gazu importowanego z Rosji, mieszając je z tańszym paliwem krajowym. Przeciwko temu protestuje zresztą Komisja Europejska.
Tak będzie rosła bańka LNG
W tej dekadzie światowe zapotrzebowanie na LNG znacznie wzrośnie. A.T. Kearney ocenia, że będzie się zwiększać od 3,1 do 4,5 proc. rocznie. W Europie zapotrzebowanie na LNG ma wzrosnąć o 42 proc. w ciągu 10 lat, czyli z obecnego poziomu około 80 mld m sześc. do 113 mld. W tym czasie na świecie możliwości skraplania gazu będą rosnąć do 2020 roku dużo szybciej niż popyt na LNG.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama