Skupieni na kryzysie parlamentarnym słoweńscy posłowie zagłosują dziś nad reformą Europejskiego Instrumentu Stabilności Finansowej. Jeśli powiedzą „nie”, zabraknie pieniędzy na pomoc Atenom i kraj będzie musiał ogłosić bankructwo
Skupieni na kryzysie parlamentarnym słoweńscy posłowie zagłosują dziś nad reformą Europejskiego Instrumentu Stabilności Finansowej. Jeśli powiedzą „nie”, zabraknie pieniędzy na pomoc Atenom i kraj będzie musiał ogłosić bankructwo
Chaos w słoweńskiej polityce zagraża przyszłości strefy euro. Jeśli parlament w Lublanie nie ratyfikuje dziś zawartej w lipcu umowy, która określa kompetencje Europejskiego Instrumentu Stabilności Finansowej (EFSF), drugi bailout dla Grecji stanie pod znakiem zapytania. Wówczas bankructwo Aten można uznać za pewne.
Chodzi o zmiany przewidujące m.in. zwiększenie zdolności do udzielania pożyczek do 440 mld euro, podniesienie maksymalnej kwoty gwarantowanej przez państwa strefy euro z 440 mld do 780 mld euro oraz przyznanie EFSF prawa do interwencji na rynku pierwotnym długu.
Choć słoweńskie Zgromadzenie Państwowe dzisiaj będzie głosować nad udzieleniem zgody na ratyfikację umowy, kwestia ta zeszła na dalszy plan. Rząd nie zajmuje się szukaniem poparcia, choć w parlamentarnej komisji pozytywna rekomendacja przeszła zaledwie jednym głosem. Dzisiaj mija konstytucyjny termin zgłoszenia kandydata na nowego premiera i to zajmuje polityków bardziej.
20 września posłowie przyjęli wotum nieufności wobec mniejszościowego gabinetu Boruta Pahora. Jeśli nie znajdzie on nowych koalicjantów (wczoraj trwały rozmowy ostatniej szansy o wielkiej koalicji z główną partią opozycyjną), prezydent na późną jesień rozpisze nowe wybory. Na razie Pahor może liczyć zaledwie na 34 głosy w 90-miejscowym parlamencie z jego rodzimej partii Socjaldemokraci i wiernej mu Słoweńskiej Partii Ludowej.
Część pozostałych posłów chce odrzucenia reformy EFSF choćby ze względu na prawdopodobne przedterminowe wybory. Zdecydowanie przeciwko uczestnictwu w kolejnych pożyczkach dla Aten jest lider opozycji, były premier Janez Jansza. Jego zdaniem pomagać powinny jedynie kraje, w których ludzie zarabiają więcej niż Grecy.
– Rząd przekonuje, że potrzebujemy stabilności w strefie euro, która leży w interesie Słowenii – przekonywała portal EUObserver Barbara Reflak, należąca do najbliższych doradców ekipy Pahora. – Do tego przekazu trudno jednak przekonać. Ludzie nie bardzo rozumieją, dlaczego z jednej strony musimy ciąć własny budżet, a z drugiej po raz drugi pomagać Grecji. Dlatego głosowanie może być problemem – dodawała.
Zaniepokojenie przejawiają też unijni urzędnicy, którzy publicznie apelowali do Słowenii o przyjęcie zmian. Zdania na temat szans na przyjęcie reformy EFSF pozostawały wczoraj podzielone.
Słoweńska gospodarka stanowi zaledwie 0,4 proc. gospodarki eurostrefy, a gwarancje udzielone przez Lublanę EFSF nie przekraczają 0,5 proc. ogólnej sumy. Ale kłopot z Lublaną to tylko jedna niewiadoma w całym procesie ratyfikacji reformy EFSF. Słowacja już zapowiedziała, że zmiany podda pod głosowanie jako ostatnia z 17 członków strefy euro. Premier Iveta Radiczova w ubiegłym roku odmówiła uczestnictwa w pierwszym bailoucie. Także teraz w rządzącej koalicji nie brakuje głosów, że zwiększenie puli pozostającej do dyspozycji EFSF jest niesprawiedliwe dla biedniejszych państw strefy euro.
Trudności może sprawić również Finlandia, która otwarcie domaga się, by Grecja udzieliła gwarancji, i od nich uzależnia udział w drugiej pożyczce. Finów – choć nie tak radykalnie – poparli Austriacy, Holendrzy, Maltańczycy i Słoweńcy. Fronda przeciwko zwiększeniu uprawnień EFSF narasta także w rządzącej Niemcami CDU, wbrew woli kanclerz Angeli Merkel. Głosowanie w Bundestagu już w czwartek.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama