"Wskaźniki są realne, ale pod jednym warunkiem. Przyszły rząd przeprowadzi fundamentalne zmiany w Polsce, tak głębokie, jak zmiana system na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.
Tak radykalne zmiany są potrzebne, bo w niesprawnej administracyjnie pod względem zarządczym infrastrukturze rządowej i aparacie biurokratycznym, przy braku uczciwej i sensownej ustawy deregulacyjnej, polscy przedsiębiorcy nie sprostają wymaganiom polskiego rządu, który chce 4 proc. wzrostu PKB.
Jeśli przedsiębiorcy muszą sporą część swojego czasu spędzać w urzędach na wypełnianiu bezsensownych druków, jeśli nawet po ustawowym zapisie o oświadczeniach zamiast zaświadczeń, urzędy tego nie respektują, pomimo że przyjął to parlament i podpisał prezydent, to znaczy, że w tym systemie się osiągnąć takich wskaźników budżetowych.
Gdyby rząd przeprowadził zmiany, które zapowiadał 4 lata temu, wtedy naprawdę z roku na rok mielibyśmy taki wzrost gospodarczy, jak ten obecnie planowany, a nawet wyższy.
Natomiast jaki będzie realnie wzrost, będzie to wypadkowa działań kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta USA Baracka Obamy. Obecnie poziom niepewności, brak przewidywalności i balansowanie na granicy już nie kryzysu, a krachu, jest coraz bardziej odczuwalne. Za chwilę prognoza dzisiaj wypowiadana nie będzie miała większego sensu, podobnie jak prognozy wygłaszane w 2008 r. jeszcze kilka dni przed bankructwem banku Lehman Brothers".