Prywatyzacje w sektorze paliwowym i kolejowym, regulacje w branży energetycznej i gazowej oraz kluczowe dla rozwoju gospodarki dokończenie programu budowy dróg i modernizacji linii kolejowych – to palące zadania, przed którymi staną nowe władze.
Prywatyzacje w sektorze paliwowym i kolejowym, regulacje w branży energetycznej i gazowej oraz kluczowe dla rozwoju gospodarki dokończenie programu budowy dróg i modernizacji linii kolejowych – to palące zadania, przed którymi staną nowe władze.
Bez względu na to, jakie partie powołają rząd po nadchodzących wyborach, jego najważniejsze decyzje powinny dotyczyć trzech obszarów: prywatyzacyjnego, infrastrukturalnego oraz regulacyjnego. Część z nich powinna zostać podjeta już dawno, jednak ustępujący rząd odsuwał je w czasie. Palące tematy powrócą jesienią.
Jednym z nich pozostaje problem uwolnienia cen energii dla gospodarstw domowych. Decyzja będzie oznaczać dotkliwe, bo finansowe konsekwencje dla 15 mln polskich rodzin. Eksperci przyznają bowiem, że ustalana dziś urzędowo cena wystrzeli natychmiast po jej uwolnieniu. Powód – ceny zatwierdzane przez regulatora są sztucznie zaniżone ze względu na najuboższych odbiorców prądu, w których podwyżki uderzyłyby najbardziej. Taka polityka odbija się jednak na pozostałych odbiorcach. Do najpopularniejszej taryfy G11 w rzeczywistości dopłacają biznesowi klienci. Może to być nawet 300 – 400 mln zł rocznie, jak przyznają szefowie czterech największych grup energetycznych w Polsce. W przeliczeniu na jeden uśredniony rachunek Kowalskiego, uwolnienie cen oznaczałoby podwyżkę nawet o kilkanaście procent. W obawie przed niezadowoleniem wyborców decyzję w sprawie uwolnienia cen energii politycy odsuwali już kilkakrotnie.
– To jedna z najbardziej kluczowych dla energetyki kwestii, która powinna zostać rozstrzygnięta jak najszybciej. Ceny energii powinny być ustalane przez rynek – przyznaje w rozmowie z „DGP” Andrzej Czerwiński, szef parlamentarnego zespołu ds. energetyki.
Jednym z argumentów za uwolnieniem cen jest zachęcenie właścicieli elektrowni do większego zaangażowania w inwestycje. Potrzeby polskiej elektroenergetyki są ogromne. Szacuje się je na 100 mld zł w 10-letniej perspektywie. Dziś branża takich pieniędzy nie ma.
Z identycznych powodów rząd zwleka z częściowym uwolnieniem cen gazu. Pod państwowym parasolem ukrył się gazowy gigant – Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Przyczyna supremacji państwowego koncernu leży właśnie w urzędowo regulowanych stawkach. Są one uzależnione od skomplikowanych decyzji administracyjnych. Efekt – duzi zagraniczni gracze nie kwapią się, by szerzej zaistnieć na naszym rynku. Zdaniem specjalistów dopóki podejście do kwestii cen nie ulegnie zmianie, o faktycznym rynku gazu nie ma mowy. Pod adresem regulatora padają oskarżenia, że aby utrzymywać niski poziom cen, zmusza PGNiG do dotowania importowanego gazu surowcem krajowym. W praktyce bowiem rodzimy gaz sprzedawany jest po kosztach – byleby utrzymać niski poziom cen. Chodzi też o utrzymanie wpływów monopolisty, który kontroluje 99 proc. rynku.
Czas na strategiczne decyzje w sprawie prywatyzacji. Wielkie emocje wzbudza rozpoczęty wiosną proces sprzedaży większościowego pakietu akcji PKP Cargo, drugiego pod względem wielkości przewoźnika kolejowego w Unii Europejskiej. Jeszcze na początku czerwca Andrzej Massel, wiceminister infrastruktury ds. kolei, zapewniał, że na dniach podana zostanie tzw. krótka lista inwestorów gotowych za 50 proc. i jedną akcję wyłożyć nawet 2,5 mld zł. Nic takiego się nie wydarzyło. I w tym przypadku wyjaśnień szukać należy w gabinetach polityków. W branży głośno mówi się o tym, że polskim przewoźnikiem zainteresowani są Rosjanie. Nawet jeśli rząd nie chciałby im oddawać kontroli nad ponad połową polskiego rynku kolejowego, z pewnością dopuści ich do finałowej rozgrywki, chcąc podbić oferty reszty graczy. Przed wyborami to jednak niemożliwe – przeciwnicy polityczni wykorzystaliby obecność Rosjan wśród potencjalnych kupców polskich kolei do ataku na rząd.
Według identycznego scenariusza przebiega prywatyzacja Lotosu. Na zakup rafinerii znów ochotę mają Rosjanie, ale zamiast biznesu i w tym przypadku mamy politykę. Nieco mniej wątpliwości wiąże się ze sprzedażą Enei, trzeciej pod względem wielkości grupy energetycznej w Polsce. Zaprzepaszczona okazja do sprzedania spółki Janowi Kulczykowi lub Francuzom z EdF wiosną tego roku spowodowała odsunięcie transakcji. Oddanie dużej części rynku najbogatszemu Polakowi nie spotkało się z aprobatą części mediów i ekspertów powątpiewających w finansowe możliwości doktora i jego rzekome powiązania z Libijczykami. Powrót do gry Francuzów spotkał się z kolei z olbrzymim sprzeciwem związków zawodowych. W efekcie transakcja o wartości ponad 5,6 mld zł nie doszła do skutku, a udział państwa w gospodarce nie zmalał. Na dodatek po kilku miesiącach wartość Enei spadła i przy kolejnym podejściu do prywatyzacji spółki Skarb Państwa może zarobić o 1 mld zł mniej.
Oprócz politycznie kontrowersyjnych nowy rząd powinien także podjąć decyzje bardzo kosztowne. Jedna z nich dotyczy gigantycznego jak na polskie warunki projektu budowy kolei dużych prędkości. To byłaby zupełnie nowa linia przystosowana do prędkości maksymalnej 350 km/godz. Szybki pociąg miałby połączyć cztery największe polskie miasta: w pierwszej kolejności Warszawę i Łódź, a potem jeszcze Poznań oraz Wrocław. Problem w tym, że szacowany koszt budowy takiej linii kolejowej to 18 mld zł plus około 6 mld zł na zakup pociągów. Taka kwota nie uzbierałaby się nawet, gdyby policzyć wszystkie wydatki państwa na polską kolej w ciągu ostatnich 20 lat. Wstępna dokumentacja, tj. studium wykonalności, będzie powstawać dwa i pół roku, a hiszpańskie firmy, które wygrały przetarg, wystawią za to rachunek w wysokości ponad 48 mln zł. Sposobem na przeprowadzenie tej inwestycji ma być partnerstwo publiczno-prywatne lub środki unijne.
Kwestią otwartą pozostaje także plan i sposób finansowania budowy dróg krajowych na lata 2015 – 2020. Rząd szykuje się do radykalnego ograniczenia wydatków na nowe drogi. W latach 2014 – 2020 obecna ekipa zaplanowała na ten cel nie więcej niż 60 mld zł. Pierwszym objawem finansowych kłopotów była nowela przyjętego w 2007 r. rządowego programu budowy autostrad i dróg krajowych zakładającego budowę do 2012 r. 1 tys. km nowych autostrad i 2 tys. dróg ekspresowych kosztem 120 mld zł. W styczniu tego roku rząd przyjął nowy program budowy dróg krajowych do 2015 r., który przewiduje, że na koniec 2013 r. sieć autostrad w Polsce będzie miała ok. 1500 km i mniej więcej tyle samo będzie dróg ekspresowych. Wiele wskazuje więc na to, że tempo rozwoju infrastruktury liniowej będzie zależało od hojności unijnych urzędników i zdolności negocjacyjnych polskiej strony. Na razie ustępujący rząd liczy, że Polsce przypadnie nawet 300 mld zł unijnych środków. Jak zostaną podzielone, dopiero się okaże.
Sprawy ciężkiego kalibru trzeba rozpocząć już na początku kadencji
Prywatyzacja, infrastruktura, regulacja – za co rząd powinien zabrać się w pierwszej kolejności?
To trzy kwestie ciężkiego kalibru, choć dodałbym do nich jeszcze sprawy fundamentalne: uporządkowanie spraw finansów publicznych, emerytur i systemu podatkowego. Wydaje się, że niedokończone prywatyzacje PKP Cargo, Lotosu oraz kilka nierozpoczętych, jak choćby Enei, rozłożą się na całą kadencję. Dobrze byłoby usłyszeć od nowego rządu deklaracje, czy chce utrzymywać wpływ państwa na gospodarkę, czy raczej się z niej wycofywać.
Czy bez unijnych środków jesteśmy w stanie wybudować coś samodzielnie?
Dzięki środkom unijnym mamy niespotykany nigdy wcześniej front robót w drogach. Gorszy jest natomiast poziom wykorzystania funduszy na kolei. Na pewno nie pomoże to w negocjacjach dotyczących wysokości przyszłego budżetu UE i podziału środków. Jakiekolwiek by one były, przyszły rząd będzie musiał wybrać sposoby finansowania wkładu własnego.
Jaki wpływy na gospodarkę będzie miało uwolnienie cen energii dla gospodarstw domowych i gazu dla biznesu?
Zbliżamy się do kresu wytrzymałości infrastruktury elektroenergetycznej. Potrzebne są gigantyczne inwestycje. Mówimy o kwotach rzędu 200 mld zł w perspektywie ok. 10 lat. W tej sytuacji zmuszanie firm energetycznych działających w wolnym obrocie gospodarczym do subsydionowania taryfy uważam za absurdalne. Nie można mieszać cen energii z systemem wsparcia socjalnego. Częściowe uwolnienie cen gazu naruszy państwowy monopol, a to zawsze służy klientom.
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama