Aż 4,3 proc. wyniósł PKB – ten wynik pozytywnie zaskoczył ekonomistów. Rosną inwestycje (7,8 proc.), a konsumpcja prywatna utrzymuje się na stabilnym poziomie (wzrost o 3,5 proc.). Ale są i gorsze wieści: to był ostatni tak dobry kwartał.
Ten sukces był zupełnie nieoczekiwany. Wbrew pesymistycznym prognozom, nerwowości światowych rynków i wynikom gospodarek unijnych polski PKB w drugim kwartale wzrósł o 4,3 proc. To ledwie o 0,1 proc. mniej niż w pierwszym kwartale. Takie dane podał wczoraj GUS.
Wyniki były lepsze od oczekiwań ekonomistów, którzy wieszczyli wzrost nie większy niż 4 proc. Podobnie obstawiał premier Donald Tusk, który w piątek oświadczył, że wzrost PKB wyniesie w granicach 3,5 – 4 proc. – W ostatnich kwartałach przedstawiciele rządu często dostarczali rynkom celnych i cennych wskazówek, przygotowując inwestorów do publikacji, które miałyby odbiegać od oczekiwań rynkowych – przekonuje Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego.
Tym razem był to jednak raczej chwyt marketingowy. Premier nieoczekiwanym sukcesem polskiej gospodarki chwalił się nawet w Brukseli podczas spotkania z szefem Komisji Europejskiej Jose Manuelem Barroso.
Rynki jednak najwyraźniej nie doceniły w pełni tego gestu. Choć indeksy naszej giełdy zazieleniły się nieco bardziej niż innych europejskich giełd, to równocześnie złoty lekko osłabł do wszystkich głównych walut.
Ekonomiści zgodnie potwierdzają – to był ostatni tak dobry kwartał. Powód? Wygasają czynniki, które podtrzymywały nasz wzrost w pierwszym kwartale, czyli wysoka konsumpcja, inwestycje oraz popyt zewnętrzny. A i składowych naszego wzrostu nie da się interpretować jednoznacznie pozytywnie. Konsumpcja prywatna, choć wysoka, jednak lekko zwalnia. W drugim kwartale jej wzrost wyniósł 3,5 proc., gdy eksperci spodziewali się, że będzie zbliżony do pierwszego kwartału – 3,9 proc. Ale nie dynamika martwi w tym wyniku, tylko to, za co konsumujemy.
– W drugim kwartale spadała dynamika realnego funduszu płac w gospodarce narodowej z 3,5 proc. w pierwszym kwartale do 2,7 proc. Średnia roczna dynamika kredytu konsumpcyjnego wyniosła minus 2,1 proc. i była najniższa w historii – wylicza Jakub Borowski. – Z tego wniosek, że drugi kwartał z rzędu przejadamy oszczędności – dodaje.
Cieszy natomiast wzrost inwestycji, które w drugim kwartale były wyższe niż w pierwszym o 1,8 pkt proc. i wyniosły 7,8 proc. Inwestował przede wszystkim sektor publiczny, ale odbicie było widoczne również w dużych firmach. Zwiększały one majątek przez zakup budynków, nabywały także maszyny i urządzenia.
Zaskoczył za to przyrost zapasów. – Miały one 1,4-proc. kontrybucję do PKB. Znacznie więcej, niż się można było spodziewać – mówi Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao SA. Pytanie, czy wynikało to z tego, że firmy już w drugim kwartale zaczęły mieć problem ze zbytem, czy jeszcze na fali rosnącego popytu wytworzyły więcej. Ta druga opcja też nie jest dobra, bo popyt na nasze towary spada. Będzie to jednym z głównych powodów wyhamowania wzrostu gospodarczego w kolejnych kwartałach.
Polska spowalnia razem z Europą. I choć nasz PKB w drugim kwartale wyniósł jeszcze 4,3 proc., to w przyszłym roku jego wzrost może spaść do 3 proc. Powodem będą mniejsze inwestycje publiczne. Osłabnie też konsumpcja. Pierwsze oznaki spowolnienia zobaczymy już w tym półroczu.
Jakub Borowski, główny ekonomista Invest-Banku, uważa, że wzrost gospodarczy w trzecim kwartale wyniesie 3,8 proc., a w czwartym 3,6 proc. – Oczekujemy, że w trzecim kwartale nastąpi spowolnienie wzrostu spożycia prywatnego do 3,3 proc., a w czwartym do 3,1 proc. z 3,5 proc. w drugim kwartale i 3,9 proc. w pierwszym – mówi. – Powodem będzie utrzymująca się wysoka stopa bezrobocia i spowolnienie wzrostu produkcji przemysłowej, a co za tym idzie spowolnienie wzrostu popytu na pracę – dodaje. Jego zdaniem inwestycje w trzecim kwartale zwolnią do 5,8 proc. Będzie to efekt mniejszego popytu zewnętrznego i mniejsze produkcji przemysłowej. – Firmy już to czują. Wartość kosztorysowa inwestycji prywatnych rozpoczętych w drugiej połowie roku już spadła o 4 proc. – podkreśla Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao SA. – Inwestycje publiczne, które w ostatnich latach były jednym z głównych motorów wzrostu, w przyszłym roku zaczną działać jak hamulec. Ich dynamika będzie ujemna, czyli będzie miała negatywny wpływ na wzrost PKB – dodaje. Inwestycje w przyszłym roku osiągną nieznacznie wartości dodatnie, jeśli nie spadki.
W końcówce tego roku i w przyszłym największe problemy mogą mieć sektory silnie związane z eksportem: wytwórcy urządzeń elektrycznych, papieru, metali, komputerów, wyrobów elektrycznych, wyrobów chemicznych, pojazdów.
– Wielu z nich w ubiegłym roku i na początku tego miało kilkunastoprocentowe wzrosty przychodów za sprawą rosnących cen surowców – mówi Tomasz Ochrymowicz, partner w dziale doradztwa finansowego Deloitte. Przekonuje, że tak było nie tylko w Polsce, ale we wszystkich krajach Europy Centralnej i Wschodniej. Jednak teraz wygasają czynniki windujące ceny surowców. Słabnie także popyt zewnętrzny. Przedsiębiorstwa podeszły do ściany. Nie są już w stanie bardziej konkurować ceną i tanią siłą roboczą. W konsekwencji wzrost przychodów firm zajmujących się przetwórstwem przemysłowym może spaść z ponad 30 proc. w pierwszym kwartale tego roku do 5 – 7 proc. pod koniec 2011 r. – uważa Ochrymowicz.
A tej wysokości wzrosty osiągają firmy z najbardziej rozwiniętych krajów strefy euro. Dla nas to zdecydowanie za mało, by dogonić Zachód.