Gigantyczny skok sprzedaży nowych ciężarówek to nieoczekiwany efekt wprowadzenia e-myta. Do końca czerwca w Polsce zarejestrowano ponad 9,2 tys. pojazdów użytkowych o dopuszczalnej masie całkowitej powyżej 3,5 tony, które wyjechały prosto z fabryk. To dwukrotnie więcej niż w tym samym okresie zeszłego roku i niemal tyle samo co w całym roku 2009. Jeszcze bardziej imponuje skok sprzedaży nowych pojazdów o masie całkowitej przekraczającej 16 ton, czyli ciągników siodłowych zwanych popularnie tirami. W pierwszym półroczu zarejestrowano ich niemal 7,3 tys. – o 125 proc. więcej niż przed rokiem.
Jaki związek ma e-myto z boomem na ciężarówki? – W elektronicznym systemie wysokość opłaty za przejechanie kilometra drogi uzależniona jest między innymi od parametrów ekologicznych pojazdu. Czyli im mniej auto zużywa paliwa, emituje hałasu oraz spalin, tym taniej może jeździć po drogach – wyjaśnia Anna Wrona ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce. Podobne przepisy obowiązują od wielu lat w państwach Europy Zachodniej, dlatego przewoźnicy wożący towary do Niemiec, Francji, Austrii czy Hiszpanii od dawna przywiązują wagę do tego, jakie normy ekologiczne spełniają ich pojazdy. Wprowadzenie e-myta również w Polsce spowodowało, że teraz także firmy transportowe obsługujące rynek wewnętrzny dostrzegają korzyści płynące z inwestycji w bardziej ekologiczne pojazdy.
Pokonanie kilometra drogi objętej systemem e-myta kilkunastoletnim tirem spełniającym normę Euro 2 kosztuje 53 grosze. Ta sama trasa przejechana nowoczesnym autem z normą Euro 5 to wydatek tylko 27 groszy. Zatem przy rocznych przebiegach rzędu 100 tys. kilometrów, różnica w kosztach e-myta może wynieść nawet 25 tys. złotych. I to w przypadku jednego auta. Gdy przewoźnik ma flotę kilkunastu pojazdów, jego roczne oszczędności mogą przekroczyć ćwierć miliona złotych. – Jednocześnie nie musimy drastycznie podnosić naszym kontrahentom cen za przewóz towarów i zachowujemy konkurencyjność – wyjaśnia przedstawiciel jednej z dużych firm transportowych z Białegostoku.
Oczywiście wyposażenie floty w nowe pojazdy wiąże się ze sporymi kosztami. Ceny nowych tirów siodłowych zdolnych uciągnąć kilkunastotonowe przyczepy zaczynają się od 400 tys. złotych netto. Jednak przewoźnicy zwykle nie płacą pełnej ceny – biorą pojazdy w leasing i co kilka lat wymieniają je na nowsze modele.
Ciężarówki dają zarobić
Pod względem ilościowym rynek samochodów ciężarowych na tle rynku aut osobowych śmiało nazwać można karzełkiem – w pierwszym półroczu zarejestrowano u nas 9,2 tys. pojazdów o dopuszczalnej masie całkowitej powyżej 3,5 tony oraz autobusów, czyli piętnastokrotnie mniej niż osobówek. Ale z księgowego punktu widzenia rzecz wygląda zupełnie inaczej – sprzedane ciężarówki warte były ponad 3 mld złotych, czyli jedną trzecią tego co auta osobowe.
Wzmożone zakupy odczuł praktycznie każdy producent obecny na polskim rynku. Jego lider – DAF – od stycznia do końca czerwca sprzedał nad Wisłą 1476 pojazdów, podczas gdy w tym samym okresie ubiegłego roku udało mu się znaleźć nabywców na zaledwie 635 aut. Oznacza to wzrost o ponad 132 proc.! Najgorszą dynamiką przyrostów może się pochwalić Scania, która sprzedała w pierwszym półroczu 1089 pojazdów, czyli o 71,5 proc. więcej niż przed rokiem. Renault, Mercedes, Volvo czy MAN mogą się pochwalić wzrostami przekraczającymi 100 proc. – Wyraźnie większe zainteresowanie autami widać praktycznie gołym okiem – przyznaje Dariusz Radulski z Renault Trucks.
Zastąpienie winiet e-mytem oraz objęcie nim również autobusów spowodowało, że zwiększył się także popyt na nowoczesne, ekologiczne wersje tych ostatnich. Od stycznia do czerwca zarejestrowano u nas niemal 700 nowych autobusów, czyli o 33,3 proc. więcej niż rok wcześniej. Powód jest prosty – stary, spełniający normę Euro 2 rejsowy autobus jadący z Krakowa do Wrocławia musi zapłacić za przejazd całego tego odcinka około 120 złotych. Nowoczesny, z normą Euro 5 – tylko 60 złotych. Wystarczy zatem, że jeden pojazd pokonuje trasę tam i z powrotem 300 razy w roku, a jego eksploatacja jest w tym okresie o 36 tys. złotych tańsza.
W rzeczywistości oszczędności mogą być jeszcze większe, bo nowoczesne autobusy i ciężarówki spalają o 20 – 30 proc. mniej paliwa niż modele sprzed dekady. I najwyraźniej branża transportowa zaczyna dochodzić do wniosku, że w jej przypadku oszczędzanie na samym zakupie samochodu niekoniecznie jest opłacalne – lepiej na początku wydać więcej, a oszczędzać dopiero później.