W III kwartale wykorzystanie mocy produkcyjnych w przedsiębiorstwach wynosi 74 proc. wobec 73 proc. w poprzednim – podał wczoraj GUS. To zdecydowanie mniej niż przed kryzysem (85 proc). Nie wróży to dobrze rynkowi pracy.
W porównaniu z ubiegłym rokiem wykorzystanie mocy produkcyjnych najbardziej wzrosło w branżach związanych z eksportem oraz inwestycjami infrastrukturalnymi – u wytwórców metali, sprzętu transportowego, maszyn i urządzeń. Większość przedsiębiorców uważa jednak, że wykorzystywane przez nich moce są na wystarczającym poziomie. 15 proc. jest zdania, że są zbyt duże w stosunku do oczekiwanego portfela zamówień, a 13 proc. – że zbyt małe.
Wciąż bardzo niewielu przedsiębiorców wskazuje, że nie napotyka barier w prowadzeniu działalności. Obecnie taką deklarację składa 8,1 proc. przedsiębiorstw, o 0,8 pkt proc. więcej niż przed rokiem. Pozostałe firmy jako największą barierę rozwoju w pierwszej kolejności wymieniają niedostateczny popyt wewnętrzny, a dalej są obciążenia na rzecz budżetu i koszty zatrudnienia. To może tłumaczyć, dlaczego przedsiębiorstwa zajmujące się handlem detalicznym oceniają gorzej niż w ubiegłym miesiącu i słabiej niż przed rokiem ogólny klimat bieżącej i przyszłej koniunktury w swojej branży. Wysoka inflacja wpływa nie tylko na wzrost cen, lecz także na kurczenie się marży handlowców. A ponieważ marżami łatwiej zarządzać dużym sieciom, to najsłabiej wiedzie się małym sklepom i hurtowniom z branży żywnościowej – zatrudniającym do 9 pracowników.
Nie narzekają za to przedstawiciele dużych sklepów, zatrudniających powyżej 250 osób, a także firmy z branży włókienniczej, odzieżowej, obuwniczej oraz handlującej artykułami gospodarstwa domowego. Co ciekawe, spośród firm z branży usługowej lepiej niż w czerwcu oceniana jest koniunktura w instytucjach finansowych. Może to świadczyć o rosnącym popycie na kredyty, co powinno się przełożyć na wzrost konsumpcji.