Jak przekonywał na sobotniej konferencji prasowej Paweł Poncyliusz z PJN, za sprawą nowego systemu poboru opłat, który został wprowadzony w lipcu, lokalne drogi rozjeżdżane są przez samochody ciężarowe. "W Wielkopolsce pojawiają się już pierwsze protesty w miastach, przez które przejeżdżają tiry, aby zaoszczędzić na opłatach na autostradzie A2" - mówił.
Podkreślił, że ciężarówki na trasie Warszawa-Poznań omijają tę cześć wielkopolskiej autostrady, żeby zaoszczędzić, przejeżdżając przez Wrześnię i Poznań. "Jest to racjonalne z punktu widzenia kierowców, ale bardzo szkodliwe z punktu widzenia mieszkańców tych miast - nie po to budujemy autostrady, żeby potem tiry rozjeżdżały lokalne drogi i małe miasteczka" - powiedział Poncyliusz. Jego zdaniem należało się liczyć z tym, że nowy system spowoduje ucieczkę tirów na mniejsze drogi. Jak dodał, pozwala to zaoszczędzić kwoty rzędu kilkudziesięciu złotych za odcinek z Warszawy do Poznania.
"Postulujemy do pana ministra Grabarczyka, żeby zrewidował swoje stanowisko albo zaproponował rozwiązania, które nie będą w tak szybkim tempie niszczyły lokalnych dróg. Wiadomo, ze jeden tir tak samo zużywa drogę jak kilkadziesiąt tysięcy samochodów osobowych" - przekonywał Poncyliusz.
"Czy po wyborach Donald Tusk skaże nas w kolejnym rządzie na kolejne lata przewodzenia resortowi infrastruktury przez Cezarego Grabarczyka?"
Zdaniem PJN podczas przygotowywania takich rozwiązań należy uwzględniać również finanse jednostek samorządu terytorialnego. "Cześć z tych dróg to są drogi powiatowe, cześć - wojewódzkie, a to oznacza, że samorządy będą musiały ze swoich budżetów wygospodarować środki na naprawę tych dróg. Nie może być tak, ze minister podejmuje decyzje, w których zrzuca z siebie odpowiedzialność za pewne koszty i przerzuca je na jednostki samorządu. Stąd my, jako PJN proponujemy, żeby wszelkie zmiany przepisów, które obciążają kosztami samorządy, wiązały się z przekazaniem pieniędzy na te cele" - mówił Poncyliusz.
Zwrócił także uwagę na sytuację na autostradach A2 i A4. "Schodzą kolejni wykonawcy i jest pytanie, kto zapłaci za zniszczenia na drogach lokalnych, którymi są dostarczane materiały do budowy - np. beton, kruszywo, piasek. Po tych drogach jeździły ciężarówki na zlecenie wykonawców, ci wykonawcy zostali odprawieni, a kto pokryje koszty zepsutych dróg lokalnych? Zeszli Macedończycy, zeszli Chińczycy i nie wiadomo, kto ma zapłacić za naprawę" - mówił.
Poncyliusz poinformował także, że jego klub proponuje natychmiastową zmianę ustawy o zamówieniach publicznych, tak, aby skrócić do maksimum kilku dni całe postępowanie uzupełniające w sytuacji, gdy wykonawca jest odprawiany. "Przypominam, że na autostradzie A4, skąd Macedończycy zeszli już ponad dwa miesiące temu, do tej pory żaden przetarg nie został nawet ogłoszony, nie mówiąc o wyłonieniu nowego wykonawcy" - podkreślił.
PJN zwrócił się z pytaniem do premiera Donalda Tuska, czy po ewentualnych wygranych wyborach przez PO nadal ministrem infrastruktury będzie Cezary Grabarczyk. "Czy są proponowane jakieś inne rozwiązania? Bo to jest ważne dla Polaków, i dla tych, których miejscowości są rozjeżdżane przez tiry, i dla kierowców, którzy by chcieli jeździć przyzwoitymi drogami, i dla tych, którzy chcieliby podróżować w krótkim czasie kolejami. To są klęski Cezarego Grabarczyka. Czy po wyborach Donald Tusk skaże nas w kolejnym rządzie na kolejne lata przewodzenia resortowi infrastruktury przez Cezarego Grabarczyka?" - pytał Poncyliusz.
Skarb Państwa tylko przez pierwsze siedem lat obowiązywania systemu planuje na nim zarobić ponad 14 mld zł.
3 lipca ruszył system elektronicznego poboru opłat; e-myto obowiązuje na razie na sieci 1560 km autostrad i dróg ekspresowych. Płacą je ciężarówki i samochody osobowe z przyczepą o dopuszczalnej masie całkowitej przekraczającej trzy i pół tony oraz autobusy niezależnie od ich masy. Stawki opłaty wynoszą od 0,20 zł do 0,53 zł za kilometr przejazdu autostradami i drogami ekspresowymi oraz od 0,16 zł do 0,42 zł za kilometr dla pozostałych dróg krajowych.
Przed wjazdem na płatne odcinki dróg, właściciele samochodów, za które trzeba płacić, muszą zarejestrować się w systemie i wypożyczyć urządzenie Viabox, które nalicza przejechane kilometry. Mandat za jazdę bez urządzenia wynosi 3 tys. zł, a kara w przypadku niepełnej opłaty to 1,5 tys. zł. Sprawdzaniem, czy kierowcy ciężarówek płacą za przejazd płatnymi odcinkami dróg, zajmuje się głównie inspekcja drogowa.
Skarb Państwa tylko przez pierwsze siedem lat obowiązywania systemu planuje na nim zarobić ponad 14 mld zł.