Nauczyciele oraz ministrowie kultury i infrastruktury zyskali na samym finiszu rządowych rozmów o finansach państwa
Rząd przyjął wczoraj projekt budżetu na rok 2012. Zrobił to cztery miesiące wcześniej niż w roku ubiegłym. Zmiany, jakie wprowadzono w ostatniej rundzie rozmów wewnątrz rządowych, w przeważającej mierze miały charakter kosmetyczny. Teraz projekt będzie konsultowany z partnerami społecznymi.
– Ministrowie nie są zadowoleni. Ten projekt budżetu jest trudny, ale bezpieczny dla ludzi – mówił wczoraj po jego przyjęciu premier Donald Tusk. Ale nie wszyscy są niezadowoleni.

Budżetowi zwycięzcy...

Powody do zadowolenia mają nauczyciele – dostaną nieco większą podwyżkę od zapisanej we wstępnej wersji projektu. Zamiast proponowanych wcześniej 2,2 proc. pensje wzrosną im od września przyszłego roku o 3,8 proc. To maksymalny wzrost, na jaki pozwala reguła budżetowa.
Wygranym finiszu budżetowych rozmów jest również minister kultury Bogdan Zdrojewski, który w ostatnim rozdaniu dostał jeszcze 140 mln zł. Mają być one przeznaczone m.in. na Muzeum Niepodległości i muzeum w Świątyni Opatrzności Bożej. Do tego Zdrojewski, jako jeden z nielicznych ministrów, ma pewność, że budżet jego resortu będzie rósł. Jak ustalił „DGP”, 14 maja premier ma podpisać pakt dla kultury, w którym padnie zobowiązanie, że docelowo na kulturę ma trafiać 1 proc. PKB.
Pozostali ministrowie dostali mniej. Szef resortu sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski otrzyma 35 mln zł na system dozoru elektronicznego. Minister infrastruktury Cezary Grabarczyk dostał pieniądze na 3000 etatów dla inspektorów zajmujących się elektronicznym mytem, a szef MSWiA wytargował dodatkowe 50 mln zł na program modernizacji policji.

i przegrani

W całym przebiegu rządowych negocjacji budżetowych najbardziej wzrosły wydatki na naukę i kulturę – w przyszłorocznym będą o 9 proc. wyższe niż w tym. Są jednak również tacy, którzy stracili – mniejsze od zeszłorocznych budżety będą miały kancelaria premiera i resort finansów. Rząd podtrzymał decyzję ministra finansów, aby nie było podwyżek w sferze budżetowej, a więc fundusz płac pozostanie na poziomie z 2011 r. Oprócz wynagrodzeń urzędników zamrożony pozostanie poziom płac sędziów i prokuratorów, którym przez ostatnie dwa lata pensje rosły.
Budżet doraźnych oszczędności, bez fundamentalnych porządków
Prof. Witold Orłowski | ekonomista PWC
Rządowy projekt budżetu jest realny. Oczywiście można się kłócić, czy wzrost będzie 4 proc. PKB, jak założył rząd, czy 3,5 proc., ale to nie jest wielka różnica, zwłaszcza że niedoszacowany jest wzrost inflacji. A to w praktyce powoduje większe wpływy z podatków i ułatwia realizację budżetu. Generalnie nie widzę powodów, aby obawiać się o jego realizację, o ile w trakcie dalszych prac nie zostaną zwiększone wydatki, np. gdy budżetówka wywalczy podwyżki. Problem jest jednak inny. Kolejny rok mamy budżet faktycznych, ale doraźnych oszczędności, które są robione z myślą o tym, aby Polska utrzymała stabilność finansową, ale to nie jest fundamentalne porządkowanie finansów. To działania, które mogą zostać odwrócone, bo co z tego, że ten rząd zamraża płace w budżetówce, jeśli za rok czy dwa odbędzie się wielki strajk i podwyżki zostaną wywalczone za dwa lata wstecz. Wobec tego pojawia się pytanie, na ile złożona Brukseli obietnica trwałego zmniejszenia deficytu okaże się skuteczna. Ten budżet nie rozwiązuje problemów długookresowych i w niewielkim stopniu zbliża nas do trwałego ustabilizowania finansów publicznych, co jest rozczarowujące. Z drugiej strony w porównaniu z cyrkami, które się odbywały w Polsce przy okazji planowania poprzednich budżetów w roku wyborczym, to ten projekt wydaje się rozsądny.
Ten budżet to duża zmiana polityki finansowej państwa
Prof. Stanisław Gomułka | główny ekonomista BCC
Minister chce zredukować deficyt sektora finansów publicznych z poziomu 7,9 proc. PKB w 2010 roku do 2,9 proc. na koniec przyszłego roku. To 5 pkt proc. PKB w dwa lata. Ale oznacza to odejście od dotychczasowej strategii rządu – małych kroków. A to duża zmiana polityki finansowej państwa. Do tej pory mimo deklaracji o naprawie finansów mieliśmy do czynienia z dużym wzrostem deficytu i długu. Teraz miałoby dojść do radykalnego zmniejszania deficytu. Pozostaje pytanie, na ile jest to realne w roku wyborczym. Oczywiście rząd jest zmuszony do takich działań groźbami z Brukseli i możliwą retorsją ze strony rynków finansowych, bo wobec utrzymującej się niepewności rynki mogą uznać, że nasze finanse są w nie najlepszym stanie, i domagać się wyższych stóp. Ten budżet ma zmniejszyć takie zagrożenie i to dobry sygnał, że rząd przyjął do wiadomości, że naprawa finansów wymaga mocnych działań. Ale wiemy, że niektóre z tych działań są kontrowersyjne. Jak zmniejszenie składki do OFE – nie wiemy, jak to potraktuje Eurostat, czy zgodzi się na to, by nie zaliczać składki, która pozostała w ZUS, do długu. Zbyt optymistyczna wydaje się prognoza wzrostu dochodów, a to oznacza, że cel rządu jest mało realny. Oczywiście jeśli realizacja celu, jaki sobie postawił, stanie pod znakiem zapytania, to nowy rząd po wyborach może podjąć dodatkowe działania albo poprosić Brukselę o zgodę na przełożenie o rok zmniejszenia deficytu do 3 proc.