Linie lotnicze nadal odczuwają problemy finansowe z powodu wybuchu wulkanu Eyjafjoell na Islandii, choć od erupcji mija dokładnie rok - powiedział PAP ekspert rynku lotniczego Kurt Hofmann. Światowe linie straciły ok. 1,7 mld USD, Grupa LOT - ok. 68 mln zł.

W połowie kwietnia ub.r. erupcja islandzkiego wulkanu spowodowała ogromne utrudnienia dla pasażerów, ale i kłopoty przewoźników. Przez kilka dni setki tysięcy podróżnych miało problemy z wydostaniem się z lotnisk, wiele osób koczowało w portach lotniczych, czekając na swoje rejsy.

"Niektóre linie zniknęły z rynku, a inne odrobiły już straty finansowe. Prognozy wskazują, że ruch pasażerski będzie wzrastał i te linie, które jeszcze nie wzmocniły swojej kondycji finansowej po wybuchu wulkanu, mają szansę nadrobić to" - powiedział austriacki ekspert.

Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych IATA wyliczyło, że przewoźnicy dziennie tracili 400 mln dolarów. W sumie straty przekroczyły 1,7 mld USD.

Utrudnienia nie ominęły też Polski

"Straty, jakie poniosły linie lotnicze, to nie tylko koszty odwołanych lotów, ale także zapewnienie noclegu i wyżywienia uwięzionym na lotniskach pasażerom oraz opłacanie alternatywnych form transportu, np. autobusów" - poinformowała PAP IATA.

Utrudnienia nie ominęły też naszego kraju. Polska Agencja Żeglugi Powietrznej wiele razy zamykała i otwierała przestrzeń powietrzną. Taki stan utrzymywał się przez kilka dni.

Polski przewoźnik PLL LOT odwołał w tym czasie ok. 1,2 tys. lotów; dotknęło to ponad 100 tys. pasażerów. Wpływy przewoźnika w kwietniu 2010 roku były niższe o ponad 52 mln zł, a cała grupa straciła z tego powodu około 68 mln zł.

Straty poniosły również polskie lotniska; w sumie podliczono je na kilkanaście mln zł. Wszystkie porty odnotowały spadek liczby pasażerów. Największe lotnisko w Polsce, port Chopina w Warszawie, odwołało w tych dniach ok. 2 tys. operacji. W tym czasie ze stolicy Polski nie wyleciało ani nie przyleciało ok. 140 tys. pasażerów.