Wiele odcinków autostrad może nie zostać oddanych w terminie. Firmy, które wygrały przetargi na budowę, przeszarżowały z ceną. Rząd nie zgadza się na renegocjowanie umów, woli je zerwać, niż dopłacać.
Rząd wyrzucił z budowy autostrady A4 polsko-macedońskie konsorcjum, które nie wywiązywało się terminów realizacji inwestycji. Trzeba będzie powtórzyć przetarg, a to odsunie oddanie drogi o co najmniej pół roku. Nie pojedziemy nią w czasie Euro 2012. Z powodu opóźnień zagrożone są też odcinki autostrad A1 oraz A2.
Sprawa skończy się w sądzie, bo konsorcjum firm NDI oraz SB Granit nie chce wziąć na siebie winy. Twierdzi, że realizację prac uniemożliwiała im rządowa agencja do budowy dróg, która nie regulowała w terminie rachunków, oraz powódź. Wykonawca chciał też wystawić o 10 proc. wyższy rachunek od ustalonej kwoty 620 mln zł.
W branży drogowej mówi się głośno, że zerwany kontrakt na budowę A4 to dopiero początek kłopotów z terminową realizacją drogowych inwestycji. Podobny scenariusz może mieć miejsce na innych odcinkach. Wśród firm, które rozmawiają z GDDKiA o zmianie warunków kontraktów, m.in. o podwyższeniu ceny za wykonanie prac, jest Polimex-Mostostal, który wygrał sąsiadujący z fragmentem NDI odcinek autostrady A4.
– Liczę, że dojdziemy do porozumienia. Nie zakładamy zerwania kontraktu – zapewnia „DGP” Konrad Jaskóła, prezes Polimeksu-Mostostalu.
Według informacji „DGP” poważnie zagrożone są również kontrakty z udziałem spółki SRB Civil Engineering. Firma z Irlandii wspólnie z kilkoma partnerami, m.in. PBG, Aprivią, Hydrobudową, układa łącznie 94 km trasy A1 z Torunia do Łodzi. Nasze źródła twierdzą, że zaawansowanie prac na niektórych fragmentach nie przekracza nawet 5 proc.
Zagrożone są co najmniej dwa odcinki autostrady z Łodzi do Warszawy, które układa chińskie konsorcjum Covec. Azjatycki koncern po raz pierwszy wykonujący wielki projekt w Europie zdobył kontrakty z tak niską ceną, że ma teraz ogromne kłopoty ze znalezieniem podwykonawców.
Problem niskich stawek dotyczy większości kontraktów rozstrzyganych w latach 2009 i 2010. Szalona konkurencja spowodowała, że wykonawcy godzili się na ceny nawet o połowę niższe od kosztorysów opracowanych przez GDDKiA. Podwyżki cen surowców, m.in. stali i betonu, sprawiają, że umowy przestają być opłacalne.
Zerwany kontrakt z Macedończykami to sygnał dla branży, że rząd nie ugnie się przed żądaniami firm. Ale wielu wykonawcom bardziej może się opłacać wycofanie z kontraktu i zapłacenie 10 proc. kary umownej niż dołożenie do przedsięwzięcia znacznie większych pieniędzy.
Wygląda na to, że autostrad nie da się budować tak tanio, jak wyobrażano sobie jeszcze rok temu. Wczoraj z gry wypadło konsorcjum, które na początku 2010 r. najniższą ceną wygrało kontrakt na budowę prawie 21 km trasy A4. NDI i SB Granit zaoferowały wykonanie zlecenia za 622,5 mln zł. To o połowę taniej, niż zakładał kosztorys Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Rząd rozwiązał umowę z winy wykonawcy. – Po upływie połowy czasu zrealizowano zaledwie ok. 17 proc. prac o wartości 87 mln zł – informuje Marcin Hadaj, rzecznik GDDKiA. To o blisko 184 mln mniej, niż zakładał harmonogram. Jak usłyszeliśmy w rządowej agencji do budowy dróg, wymiana pism w sprawie przyspieszenia tempa prac trwała już od lata 2010 r.
Sprawa skończy się zapewne w sądzie, bo polsko-macedońskie konsorcjum nie chce wziąć na siebie winy. Twierdzi, że GDDKiA nie regulowała w terminie rachunków. Udowadnia także, że musi wykonać więcej prac, niż zakładał projekt. Dlatego wykonawca domagał się wydłużenia kontraktu o kilka miesięcy i dodatkowych 60 mln zł. Nie bez znaczenia dla tempa prac miała być również powódź, która zalała plac budowy wiosną ubiegłego roku. Według GDDKiA opóźnienie z tego powodu wynosiło jednak maksymalnie pięć tygodni.
– Takich niespodzianek może być więcej – mówi Adrian Furgalski, analityk rynku infrastruktury.
Według niego kłopoty firm biorą się z szalonej konkurencji, która wybuchła po tym, jak branżę nawiedził kryzys. Do Polski zawitały firmy budowlane z całego świata, a polskie oddziały zachodnich koncernów oraz krajowa branża podjęły wyzwanie. Orężem w walce była cena. Efekt – przetargi rozstrzygane były po 70, 60, a nawet 50 proc. wartości kosztorysów.
– Teraz okazuje się, że umów podpisywanych na takich warunkach nie da się dotrzymać. Zwłaszcza po uwzględnieniu podwyżek ropy, stali i betonu – mówi Adrian Furgalski.
Według Dariusza Blochera, prezesa Budimeksu, jednego z liderów polskiej branży drogowej, koncerny faktycznie na bieżąco analizują opłacalność obowiązujących umów. Ale według niego duzi gracze, od lat obecni w Polsce, nie pozwolą sobie na zrywanie kontraktów. Takie zapewnienie składa również Konrad Jaskóła, szef Polimeksu-Mostostalu, który buduje jeden z odcinków autostrady A4.
Według naszych informacji najbardziej zagrożone są obecnie kontrakty na budowę ponad 90 km A1 z Torunia do Łodzi z udziałem irlandzkiej firmy SRB.
Komentarze (14)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeRząd Tuska nie wywiązuje się ze zobowiązań wynikających z Traktatu Akcesyjnego i działa na szkodę równomiernego rozwoju UE , polskiego transportu drogowego , kolejowego i wszystkich obywateli UE .
Na tym przykładzie widać brak strategicznej myśli brak konkretnego planu B .
Tylko same hasła , jAK PRZEJDZIEMY DO SZCZEGÓŁOW TO ICH BRAK !
Żeby zajmować się Państwem panie TUSK trzeba mieć misję , musimy pokazać ze jesli coś nie wyjdzie to mamy plan B .
TAK zagramy w piłkę !!!
" Wystarczy zatkać wyciek A NFZ gubi( znika ?) 1/5 rocznego budżetu. 12 mld zł." --- to jest Q ...a paranoja ! !
" Co 5 km zbudowanych w tym roku dróg nadaje sie do poprawki. -Zapomnieliśmy, że państwo powinno pełnić role kontrolną, mówi prof. Witold Modzelewski z Instytutu StudiówPodatkowych.
w wywiadzie tvncnbc " kleszcze-dlugu,"
Wydanie wielu miliardów na budowę wirtualnych dróg. Sądzę że na podsumowaniu kadencji Tusk wspomnie o tym sukcesie (tylko inaczej to ubarwi).
Od siebie dodam (w języku dosyć łopatologicznym), że między wykonawcami a zleceniodawcami są podpisywane umowy. Zawartość umowy (poza dokładnym zakresem wykonywanych prac i ich kosztem) powinna chronić każdą stronę przed niewywiązaniem się z umowy przez drugą stronę. W przypadku gdy są nowe wymagania, to obie strony podpisują aneks do umowy (który zawiera dodatkowy zakres prac i ich koszty).
Więc w normalnym świecie jak firma budująca drogi nie wywiązuje się z umowy, to płaci takie kary że GDDKiA powinno się chwalić sporymi zyskami z nieudanej budowy dróg i bez problemu znalazłaby kolejnych chętnych wykonawców.
Natomiast w rzeczywistym świecie nie mamy za bardzo ani pieniędzy ani dróg. Więc albo te umowy były tak kretyńsko podpisywane że chroniły interesy wykonawcy, albo po prostu zleceniodawca nie wywiązywał się z zawartej umowy.
Jakby nie szły na to moje podatki to machnąłbym ręką i bym się nie przejmował, ale ... (szkoda słów).
Gdyby tak mozna bylo o rzadzacych..?
rzad pewnie jeszcze jest odpowiedzilny za koklusz i gradobicie ...