Zyski z odśnieżania mogą być całkiem pokaźne. Ale większe są wtedy, kiedy opadów śniegu nie ma. Surowa zima podnosi koszty firm działających w tej branży, ale stwarza też okazje do nadzwyczajnych korzyści.
Myliłby się ten, kto by przypuszczał, że firmy zajmujące się odśnieżaniem właśnie podliczają tegoroczne straty. Jest wręcz przeciwnie. – Im mniej opadów, tym zyski spółek sprzątających są większe – mówi Eryk Grzeszkowiak, właściciel spółki Czysty Biznes i jednocześnie autor specjalistycznego bloga.

Pogodowa rentowność

– Firmy mają zazwyczaj zawarte umowy na gotowość do odgarniania śniegu. Pracują wtedy, gdy występują opady. Gdy śniegu nie ma, dostają natomiast wynagrodzenie, a nie muszą wykonywać żadnej pracy. Nie ponoszą więc żadnych kosztów działalności, nie płacą ludziom i nie wydają nic na materiały.
Najmniej rentowna, zdaniem Grzeszkowiaka, jest tego typu działalność podczas obfitych, zdarzających się mimo wszystko dość rzadko opadów białego puchu. Poprzedniej, bardzo uciążliwej zimy niemal wszystkie działające na rynku drobne tego typu przedsiębiorstwa negocjowały z właścicielami terenów uzgodnione wcześniej stawki. – Opady były tak obfite, temperatury tak niskie, że niemal nikomu nie opłacało się wykonanie zakontraktowanej wcześniej usługi – twierdzi Grzeszkowiak.
Zazwyczaj udawało się podnieść stawkę o 20 – 30 proc. Gdy jednak właściciel terenu się na to nie zgadzał, firmy wpadały w deficyt. Ludzi trzeba było zatrudnić tak wielu i kupić tak dużo materiałów, że wykonanie usługi zamiast przynosić zysk, generowało straty.
Zarabiali tylko ci, którzy obsługiwali spóźnionych klientów, zamawiających usługę w ostatniej chwili. Firmy sprzątające dyktowały bowiem tak wysokie stawki, że mimo nawału pracy wychodziły na swoje. Poprzednia zima, jak zauważają właściciele firm sprzątających, była jednak wyjątkowa i tego typu sytuacje zdarzają się rzadko.

Obowiązek odśnieżania

Mały boom na usługi tego typu zaczął się pięć lat temu i – jak zgodnie przyznają właściciele firm – w zasadzie trwa do dzisiaj. W styczniu 2006 r. miało miejsce tragiczne w skutkach (zginęło 65 osób, 170 było rannych) zawalenie się pod ciężarem zalegającego na dachu śniegu hali Międzynarodowych Targów Katowickich na granicy Chorzowa i Siemianowic Śląskich. Zaraz potem służby miejskie wzmogły w całym kraju kontrole.
Zgodnie z przepisami właściciele, zarządcy i użytkownicy każdej nieruchomości mają obowiązek usuwania z leżącego na ich terenie chodnika, parkingu lub dachu śniegu, lodu i błota oraz likwidacji tzw. śliskości. Śnieg powinien być zgarniany codziennie nocą do godz. 8 rano, a w przypadku intensywnych opadów odśnieżanie powinno trwać przynajmniej sześć godzin w ciągu dnia albo do ich ustąpienia.
– Rzadko się zdarza, że właściciele i zarządcy nieruchomości robią to własnym sumptem – twierdzi Grzeszkowiak. – Najczęściej poszukują firm, którym powierzają wykonanie tego zadania.
Nadzór nad odśnieżaniem sprawuje wójt, burmistrz lub prezydent miasta. Drobne uchybienia karane są przez podlegającą im straż miejską mandatem w wysokości do 500 zł. Jeśli pracownicy gminy dopatrzą się poważniejszych zaniedbań (teren na przykład nie jest odśnieżany w ogóle), mogą nałożyć mandat w wysokości 5 tys. zł. W drastycznych przypadkach sprawa może trafić do kolegium ds. wykroczeń albo do sądu. Wtedy wysokość kary finansowej jest wielokrotnie większa.



Bez względu na opady

Właśnie na tym zarabiają firmy odśnieżające. Choć cały biznes wyglądać może na pierwszy rzut oka mało poważnie, taki być przestaje, gdy wziąć gdy pod uwagę zarobki, jakie mu towarzyszą.
Największe zlecenia (na powierzchnie po kilkadziesiąt tysięcy mkw.) zgarniają duże, ogólnopolskie firmy sprzątające takie jak multiusługowy Impel czy zajmująca się także świadczeniem usług ochroniarskich Era. Ale również one jako podwykonawców zatrudniają do poszczególnych zleceń małe, lokalne firmy. Dlatego, jak podpowiadają ich właściciele, należy dbać o dobre kontakty z przedstawicielami oddziałów tych dużych przedsiębiorstw.

Cena bezpieczeństwa

Wynagrodzenie zależy od miejsca – wyższe jest w dużych miastach, mniejsze na prowincji, pory zamówienia usługi (im wcześniej, tym cena niższa), wielkości przeznaczonego do odśnieżania terenu i stopnia trudności (dachy spadziste są o około 40 – 50 proc. droższe od zwykłych, płaskich). Zazwyczaj wypłacane jest bez względu na to, czy opady śniegu mają miejsce, czy nie. – Firmy zamawiające usługę chcą przede wszystkim czuć się bezpiecznie – potwierdza Grzeszkowiak.
W dużych miastach odśnieżenie 1 mkw. standardowego płaskiego dachu kosztuje zazwyczaj 5 – 6 zł. Zatem jeżeli jego powierzchnia wynosi około tysiąca metrów (średniej wielkości hala) firma odśnieżająca może na tym zarobić 5 – 6 tys. zł. A jeżeli ma sprawnego, silnego pracownika, zajmie mu to zaledwie jeden dzień. W miesiącu może zatem zarobić, jeśli ma się pełen grafik, nawet, bagatela, 180 tys. zł.
Dodatkowe profity, jak zdarzało się to często w ubiegłym roku, może przynieść wykonanie usługi na rzecz spóźnionego klienta. Gdy firmie bądź zarządcy lub użytkownikowi budynku zależy na pilnym sprzątnięciu obiektu, można podyktować mu, jak twierdzą właściciele spółek odśnieżających, ceny zaporowe w wielkości nawet kilkunastu złotych za 1 mkw. dachu. Za odśnieżanie parkingu natomiast, gdy praca jest łatwiejsza i można wykonywać ją przy użyciu maszyn, można zażądać około 4 zł za mkw.
W takiej sytuacji mogą być jednak trudności ze zorganizowaniem ludzi do pracy. Jednak wysokie stawki (na przykład 2 – 3 zł za mkw. dachu) powinny wystarczyć, by szybko znaleźć odpowiedniego człowieka.

Maszyny podnoszą zyski

Aby tyle zarabiać, potrzebne są jednak, inwestycje. Najważniejszą jest znalezienie odpowiednich, silnych i chętnych do pracy ludzi. Żadne poważne umowy z nimi, jak twierdzą właściciele firm, nie są konieczne. Wystarczy zwykła umowa o dzieło. Stawki wynoszą od 50 gr do 2 zł za mkw. odśnieżanej powierzchni. Silny pracownik jest w stanie w ciągu dnia odśnieżyć powierzchnię wielkości nawet 700 – 800 mkw.
Ważne są także inwestycje w sprzęt. Pomijając oczywiste łopaty, szufle itp., bardzo korzystne jest, jak sugerują osoby zarabiające na tego typu usługach, kupno małego autka zwanego multicarem. W Europie jest ono używane powszechnie przez rozmaite służby komunalne. Na Allegro poszczególne jego modele (na przykład M25, M26) z drugiej ręki można kupić już za kilka tysięcy złotych. Odśnieżenie za jego pomocą placu o powierzchni tysiąca metrów zajmuje zaledwie nieco ponad godzinę (dwóch ludzi musi na to poświęcić cały dzień).
Przydaje się także zakup małego ciągnika z odpowiednim osprzętem (cena używanej maszyny wynosi ok. 2000 zł, za nową trzeba zapłacić około 4500 zł). Konieczne jest także kupienie odpowiedniej ilości soli i piasku (po kilka ton na jeden sezon).
Ale początkowe inwestycje mogą być naprawdę niewielkie. – Moja firma zaczynała od kupna za 400 zł używanego malucha i wyposażenia go kosztem około 500 zł w osprzęt do odśnieżania – twierdzi Grzeszkowiak. – Zaraz potem udało mi się zdobyć zlecenie na odśnieżenie czternastu stacji Neste. Na każdej zarobiłem 1 tys. zł. Cena była niewielka, więc posypały się kolejne zlecenia.

Nie tylko zimą

Chociaż, jak twierdzą właściciele firm, podczas odśnieżania prężna i dobrze zorganizowana firma jest w stanie zimą zarobić na swoje utrzymanie przez cały rok, nie musi mieć ona wcale charakteru sezonowego.
Klienci coraz częściej zamawiają bowiem usługi całoroczne (tzw. kompleksowe): jesienią polegają one na sprzątaniu liści, wiosną i latem na zamiataniu zarządzanego przez nie terenu. Stawki są podobne jak zimą.
Pracy zatem dla firm odśnieżających nie brakuje. Nawet gdy samego śniegu jest jak na lekarstwo.
Konieczne inwestycje / DGP