Minister finansów rządu zadłużonego na 680 mld zł uważa, że to rosnące długi gmin są głównym zagrożeniem dla finansów publicznych. I szuka sposobu na ich ograniczenie.
– Problem polega na tym, że odpowiadamy wobec Komisji Europejskiej za całość długu publicznego, m.in. samorządów. Natomiast nie mamy instrumentów, żeby to ograniczyć – powiedział wczoraj minister finansów Jacek Rostowski.
Rząd może interweniować dopiero wtedy, gdy wartość długu w samorządzie przekroczy poziom 60 proc. jego dochodów. Ministerstwo Finansów nie ujawnia, jakie działania chce podjąć minister Rostowski, by to zmienić.
Urzędnicy resortu zapewniają jednak, że chcą powstrzymać zapędy samorządowców do życia na kredyt, bo w innym razie dług publiczny może przekroczyć w tym roku próg ostrożnościowy 55 proc. PKB. Dług samorządów w 2010 r. zaś – 50 mld zł.
– Słowa ministra Rostowskiego świadczą o wzajemnym przerzucaniu odpowiedzialności za rosnący deficyt. Nie sądzę jednak, by zadłużenie samorządów było głównym powodem kryzysu finansów publicznych w Polsce – mówi Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP.
Samorządowcy przypominają, że odpowiadają za niespełna 7 proc. całego długu publicznego. Natomiast pieniądze z obligacji, kredytów czy pożyczek są im potrzebne na wkład własny w inwestycje współfinansowane przez Unię Europejską.

Szczegółów brak

– Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której zadłużenie samorządów uniemożliwi nam spełnienie naszych zobowiązań wobec Unii Europejskiej dotyczących ograniczania deficytu. W takim wypadku groziłaby nam utrata wszystkich środków unijnych – stwierdził wczoraj minister finansów Jacek Rostowski w Radiu Tok FM. Argumentował, że rząd nie ma wpływu na to zadłużanie się do momentu, w którym zobowiązania nie przekroczą progu 60 proc. relacji długu do ich dochodów.
W tym roku dług samorządów może przekroczyć 50 mld zł. – Musimy przejść do tworzenia ram prawnych, by temu przeciwdziałać – mówił Rostowski. Nie sprecyzował jednak, jakie rozwiązania ma na myśli.
– Przygotowujemy stosowne analizy, ale o szczegółach będziemy mogli rozmawiać dopiero, kiedy zakończą się te prace – niewiele jaśniej mówi Magdalena Kobos, rzecznik prasowy ministra.
Politycy PO nieoficjalnie zdradzają, że chodzi o wprowadzenie nowego wskaźnika, który zastąpi limit w wysokości 60 proc. dochodów. Taki zapis wprowadzający indywidualny wskaźnik zadłużenia dla jednostek samorządu terytorialnego pojawił się już w uchwalonej w ubiegłym roku ustawie o finansach publicznych. Miał obowiązywać od 2014 roku. Wskaźnik ten jest uzależniony od relacji planowanych na dany rok wydatków na obsługę zadłużenia w stosunku do dochodów ogółem. Relacja ta nie może być większa od uśrednionego z poprzednich trzech lat ilorazu dochodu bieżącego powiększonego o dochód ze sprzedaży majątku oraz pomniejszonego o wydatki bieżące do dochodów ogółem. Ogólnie wzór sprowadza się do porównania wydatków na obsługę długu na dany rok z wolnymi środkami obliczonymi jako średnia z trzech lat.

Zadłużenie nie takie duże

– W skali całego długu publicznego długi samorządów nie są dużym problemem – uważa ekonomista prof. Jerzy Osiatyński.
Z danych resortu finansów wynika, że zadłużenie samorządów po I połowie 2010 r. przekroczyło 41 mld zł, czyli 25 proc. dochodów. W całym ubiegłym roku wyniosło 45,3 mld zł – niespełna 7 proc. zadłużenia sektora rządowego szacowanego na ok. 650 mld zł. Związek Miast Polskich ocenia, że żadne województwo nie przekroczyło 60-proc. progu zadłużenia. Podobnie jak żaden z 314 powiatów. Spośród 2413 gmin na koniec 2009 roku 15 przekroczyło ten poziom, ale w połowie 2010 roku było ich już tylko osiem.
My pieniądze inwestujemy
Zgadzam się, że nie możemy żyć ponad stan. Jednak rząd powinien pamiętać, że samorządowcy nie przejadają pieniędzy z kredytów czy obligacji, ale je inwestują. W ubiegłym roku na inwestycje wydaliśmy blisko 43 mld zł. Nie ma wątpliwości, że to my budujemy polską infrastrukturę.
Czy miastom grozi bankructwo? / DGP