Polisolokaty, które spowodowały rekordowy wzrost rynku ubezpieczeń na życie, odchodzą do lamusa. Obecnie branża widzi źródło wzrostów w produktach ochronnych oraz inwestycyjnych.
W 2008 roku wartość rynku ubezpieczeń na życie osiągnęła rekordową wartość 39 mld zł. Rok później zanotował spadek o ponad 20 proc., do nieco ponad 30 mld zł. Jak mówi Marcin Tarczyński, analityk Polskiej Izby Ubezpieczeń, w dużej części był to efekt świadomej decyzji samych ubezpieczycieli, którzy zdecydowali się na obniżenie swojego zaangażowania w polisolokaty. Wbrew nazwie ten produkt to ubezpieczenie na życie na kwotę lokaty na depozycie bankowym. Jego zaletą jest zysk z oprocentowania oraz zwolnienie z podatku Belki.

Spadek o 50 proc.

– Składka zbierana z tzw. polisolokat spada od początku 2009 roku. Wówczas to część towarzystw zdecydowała się wycofać te produkty ze swojej oferty z uwagi na ich niską rentowność – mówi Marcin Tarczyński, analityk Polskiej Izby Ubezpieczeń.
Dodaje, że w okresie hossy na polskiej giełdzie, która skończyła się na początku 2008 roku, o wiele bardziej popularnym instrumentem była polisa na życie powiązana z jednostkami funduszy kapitałowych. W 2007 roku przypis składki z tego produktu wyniósł prawie 12 mld zł. Rok później, po załamaniu się sytuacji na giełdzie, spadł o połowę. Wówczas to naturalnie zaczął rosnąć segment związany z polisolokatami. W 2008 roku wartość składki zbieranej z produktów, należących do grupy 1, która zawiera również polisolokaty, osiągnęła rekordowy poziom ponad 28 mld zł.
Spadek udziału polisolokat było widać w wynikach ubezpieczycieli. PZU Życie – lider rynku – dzięki współpracy z bankami zebrało w 2008 r. prawie 6,4 mld zł (głównie z polisolokat), a na koniec 2009 roku było to już zaledwie 2,9 mld zł. Z kolei przypis Avivy, która wycofała się ze sprzedaży tych produktów, spadł o 2,3 mld zł.



Stawiają na rentowność

Po tym jak rynek przeżył kontrolowany spadek wartości i doszło na nim do dużych przetasowań, branży ubezpieczeniowej zależy na zatrzymaniu procesu kurczenia się biznesu. Jednak podstawowe znaczenie będzie miała dla ubezpieczycieli rentowność oferowanych przez nich produktów. Jej zwiększenie nie będzie łatwe ze względu na rosnącą konkurencję.
Adam Gawryła, commercial product manager w ING Życie, ocenia, że w tym roku sprzedaż polisolokat nadal będzie spadać. Jednak nadal część ubezpieczycieli może zdecydować się na wypuszczenie ich na rynek. – Do końca roku możemy spodziewać się pojawienia kilku bankowych „antybelek”, których zadaniem będzie poprawa przypisu ubezpieczycieli na koniec roku – mówi Adam Gawryła.
Według niego w drugiej połowie tego roku sprzedaż ubezpieczeń na życie będzie utrzymywała się na poziomie sprzed roku. To oznacza, że uda się zahamować spadek wartości rynku. Będzie to zasługa m.in. produktów powiązanych z jednostkami ubezpieczeniowych funduszy kapitałowych.
– Ze względu na poprawiającą się sytuację na giełdzie spodziewałbym się nieznacznego ożywienia w segmencie ubezpieczeń z funduszem kapitałowym. Jednak największy potencjał wzrostu mają obecnie ubezpieczenia o charakterze ochronnym – terminowe i dodatkowe – ocenia Adam Gawryła.
Ten ostatni produkt to ubezpieczenia na życie i zdrowie, które można wykupić dla siebie lub dla całej rodziny. Za ich pośrednictwem można także zabezpieczyć start dziecka w dorosłe życie. Są one mocno promowane obecnie przez ubezpieczycieli ze względu na wysoką rentowność.

Fundusze wracają do łask

Branża cały czas także będzie dążyła do przekonania jak największej liczby klientów do powrotu do ubezpieczeń inwestycyjnych. Jak wynika z danych Analizy Online, na koniec 2009 r. wartość polis unit-linked zgromadzonych w krajowych TFI wyniosła 19 mld zł. To około 20 proc. całkowitych aktywów TFI. W pierwszym kwartale tego roku wartość składki z ubezpieczeń powiązanych z jednostkami funduszy wyniosła 1,8 mld zł wobec ponad 1,4 mld zł rok wcześniej.