Polska spółka chce do końca roku rozpocząć badania na sześciu z trzynastu koncesji wydanych na poszukiwanie gazów niekonwencjonalnych.
Trzy obejmują miejscowości na Mazowszu, Pomorzu i Lubelszczyźnie, pozostałe znajdują się w Wielkopolsce. Obecnie trwają badania sejsmiczne w Wejherowie.
– Warunki geologiczne zalegania skał w Polsce są tak zróżnicowane, że w jednym miejscu mogą występować zarówno złoża gazu konwencjonalnego, jak i niekonwencjonalnego – mówi Piotr Gliniak, dyrektor departamentu poszukiwań złóż Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.
Najbardziej zaawansowane prace prowadzone są obecnie na złożu Markowola 1 na Lubelszczyźnie. Koszt wykonania samego otworu do głębokości 4,5 km w tego typu miejscach wynosi od 25 do 30 mln zł. Aby dostać się do złóż, górnicy zużyli około 10 cystern kolejowych wody i trzy wagony piasku.
To niewiele. Dla porównania tam, gdzie warstwy skalne są grubsze, zużywa się nawet do 140 cystern i 30 wagonów.
Wstępne koszty nie ograniczają się do wierceń. Trzeba jeszcze przeprowadzić tzw. zabiegi szczelinowania. Polegają one na dostarczaniu mieszanki chemikaliów, piasku i wody przez wywiercony już otwór do skał, w których może być zamknięty gaz.
Zabiegi te wykonuje dla polskiej spółki niemiecka firma należąca do amerykańskiego koncernu naftowego Halliburton – Halliburton Company Germany GMBH. Dysponuje ona technologią pozwalającą dotrzeć do trudno dostępnych złóż. Oba przedsiębiorstwa będą ze sobą współpracować również przy pozostałych odwiertach.
Każde ze szczelinowań kosztuje 4 mln zł. W Markowoli już taki jeden zabieg wykonano, drugi powinien zakończyć się dzisiaj. Dzięki tej operacji będzie wiadomo, czy w złożu rzeczywiście jest gaz łupkowy.
PGNiG podaje, że budżet na poszukiwania gazu w kraju pochodzi wyłącznie z kasy spółki. Wynosi on około 660 mln zł na cały 2010 r., z czego ponad 100 mln zł przeznaczone jest na złoża niekonwencjonalne. – Wydatki nie są sztywne, więc jeżeli będzie taka potrzeba, przeznaczymy na poszukiwania gazu zamkniętego i łupkowego więcej pieniędzy – twierdzi Piotr Gliniak.