Walka z powodzią na południu kraju i z jej efektami pochłonie miliardy złotych. Według Najwyższej Izby Kontroli można było temu zapobiec, a winne są władze, które nie inwestują w naprawę wałów przeciwpowodziowych i rowów melioracyjnych.

NIK już w marcu alarmowała, że sytuacja jest poważna i dalsze zaniedbania mogą skutkować poważnymi stratami. Wyraźnie wskazywała winnych. Nawet nie złego stanowienia prawa, a braku strategii i złej dystrybucji środków na działania profilaktyczne. Kontrolerzy zarzucali m.in. ówczesnym władzom województwa małopolskiego i świętokrzyskiego oraz kolejnym rządom w ostatnich ośmiu latach nierealizowanie przepisów ustawy Prawo wodne i nieprzygotowanie strategii przeciwpowodziowej dla kraju. Więcej – NIK ustaliła również, że nie kontrolowano stanu istniejącej infrastruktury. „Aktualne są dane dotyczące 5 proc. wałów w Małopolsce i 12 proc. w Świętokrzyskiem. To tym bardziej niepokojące, że połowa małopolskich wałów nie gwarantuje bezpieczeństwa” – napisali w swoim raporcie. Zgodnie z prawem kontrole wałów przeciwpowodziowych należy przeprowadzać przynajmniej raz na pięć lat. I to wówczas, gdy powodzie się nie zdarzają.

Brakuje strategii

A zdarzają się co roku. – Straty wyrządzane przez nie z roku na rok rosną – mówi rzecznik NIK Paweł Biedziak. Tylko w ostatnich trzech latach lokalne powodzie i podtopienia w Małopolsce i województwie świętokrzyskim pochłonęły niemal miliard złotych. Nie ma strategii, więc np. w Ropczycach co roku pieniądze wydawane są na nową drogę i co roku powódź ją niszczy. Na nowe umocowania przeciwpowodziowe pieniędzy nie starcza.

Teraz sytuacja już jest dramatyczna. Wczoraj w wyniku powodzi zginęły trzy osoby. Kilkaset osób zostało ewakuowanych. Przez cały dzień pogotowie przeciwpowodziowe ogłaszano w kolejnych miastach, m.in. w Krakowie, Zabrzu, Bielsku-Białej, Opolu i Krośnie. Stany alarmowe osiągało coraz więcej rzek i strumieni, które wzbierały z godziny na godzinę. Sytuację pogarszał stale padający deszcz. A prognozy nie są optymistyczne. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej prognozuje, że padać może nawet do piątku.

Zatopione drogi i tory

Po południu na tereny najbardziej zagrożone – do województw śląskiego i małopolskiego – wybrał się minister spraw wewnętrznych Jerzy Miller, aby osobiście nadzorować akcję ratunkową. Wieczorem – sam premier. Ale główny ciężar walki z żywiołem wzięli na siebie strażacy, których wspomaga wojsko: 8 tys. żołnierzy wyposażonych w specjalistyczny sprzęt, czyli transportery, amfibie, sprzęt inżynieryjny. Wielka woda utrudniała wczoraj transport – około 200 kilometrów dróg było nieprzejezdnych, odciętych od świata zostało wiele miejscowości. Również kolej odczuła powódź. W sumie wyłączonych z ruchu było około 100 kilometrów torów.

Większym zniszczeniom starali się zapobiec strażacy. – Ogromny wysiłek wkładamy w próbę udrożnienia potoków i rowów, ale gdyby dbano o nie na co dzień, wiele miejscowości zostałoby uratowanych – mówił wczoraj oficer straży pożarnej.